Premiera piwa Basista - kooperacji Browaru Profesja i Jabeerwocky

Owoc kooperacji warszawskiego multitapu Jabeerwocky i Browaru Profesja można wypić już od piątkowego wieczoru.


Profesja i Jabeerwocky zabrały się za warzenie piwa w stylu American farmhouse ale 28 grudnia, w dniu śmierci Lemmy'ego Kilmistera, lidera i basisty Motorhead. Nazwa "Basista" wybrała się więc niejako sama - skoro piwa Profesji nazywane są od... cóż... profesji, to nie pozostało nic innego, jak złożyć Lemmy'emu hołd choćby w taki sposób. 


Na dużym marginesie - pamiętam jedyny koncert Motorhead,  na którym byłam. Było to na okrytym niesławą Hunter Feście w 2009 r. Początek spędziłam pod samą sceną, po chwili zorientowałam się, że tłum wypchnął mnie na sam koniec. To trwało dosłownie kilka sekund. 


Już wracam do tematu. Basista to jeden z powodów, dla których staram się nie recenzować piw. Gdybym napisała, że naprawdę, naprawdę, naprawdę warto je wypić, to nikt by nie potraktował tego poważnie przez mój podejrzany związek z jednym z twórców Basisty.


W dużym skrócie dzikie drożdże są tu stosunkowo delikatne. Jak to pięknie ujął Przemek Leszczyński z Profesji - "tak jakbyś się wtulała w konika w stajni". Brzmi zdecydowanie lepiej niż standardowe określenie działania dzikich drożdży - "spocony koń". Dominują cytrusy, jest spora goryczka.


W piątek w Jabeerwocky było tak ogromne zapotrzebowanie na Basistę, że lokal postanowił wprowadzić samoobsługę.


OK, może nie do końca samoobsługę :) Widoczny na zdjęciach Kamil zwykle przebywa po drugiej stronie baru. Ale tak się zachwycił Basistą, że nie chciał czekać, aż ktoś mu naleje.


Basista to efekt kolejnej - po Browarze Bednary i Piwnym Podziemiu - kooperacji Jabeerwocky.






Komentarze