10 piwnych zjawisk, które powinny zniknąć w 2018 roku


Podsumowań 2017 roku ciąg dalszy. Nie wszystko, co działo się w świecie piw rzemieślniczych, chętnie widziałabym w kolejnym roku. Gdyby tak mieć magiczną różdżkę i usunąć kilka zjawisk?

Wybrałam dziesięć takich, które najbardziej mi przeszkadzają. Wiem, że niektórych nie da się usunąć, ale... kto mi zabroni marzyć? ;)

1. Kiepska obsługa w multitapach 

Nie wszędzie jest źle. Ale dziwi mnie, że tyle czasu po otwarciu pierwszych polskich multitapów wciąż można się spotkać z absolutnie podstawowymi błędami po drugiej stronie baru. Mam nawet wrażenie, że jest coraz gorzej. Że kiedyś personel był jakoś bardziej profesjonalny i przeszkolony. Ech, kiedyś to było... ;)

Są lokale w których - już jestem z tym oswojona - dostaje się ciepłe szkło prosto ze zmywarki. W multitapach spędzam naprawdę sporo czasu, więc zdecydowanie więcej mam doświadczeń przyjemnych niż nieprzyjemnych. Ale jeżeli ktoś chodzi na piwo tylko od czasu do czasu, to może trafić na te gorsze momenty i niesłusznie wyrobić sobie na ich podstawie opinię. A szkoda, żeby ktoś go zraził do piw rzemieślniczych kiepską obsługą.

W ostatnich, powiedzmy, dwóch miesiącach tylko w warszawskich multitapach miałam takie wesołe przygody:

Lokal nr 1. Zamawiam piwo. Barman mówi, że to piwo się kiepsko leje. Mówię mu, że OK, poczekam. Na to on, że nie chce mu się nalewać. I już. To wybieram inne i pytam, z jakimi owocami jest ta wersja piwa, bo nie ma informacji na tablicy. W odpowiedzi słyszę: "To inne piwo niż mieliśmy wcześniej". Fajnie, dużo mi to mówi.

Lokal nr 2. Siadam przy barze, nie ma dużego ruchu. Barman od razu pyta, co dla mnie. Proszę o chwilę, żebym mogła się zorientować, co jest. Barman z drugim barmanem staje centralnie przed tablicą z piwami i nie widzę, co mają. Po kilku minutach podchodzi i pyta, czy już wybrałam. Mówię, że nie, bo mi zasłonili tablicę. Na to on, że mi wybierze coś, tylko mam powiedzieć, jakie to ma być piwo. Mówię, że chciałabym sama sobie wybrać, ale muszę najpierw wiedzieć, co mają. Nie słucha, wybiera mi piwo. W końcu wybieram sobie sama. Na koniec tej przeprawy barman nie chce mi otworzyć rachunku, bo twierdzi, że jest za duży ruch.

Lokal nr 3. Zamawiam piwo. Wypijam. Zamawiam inne piwo. Smakuje dokładnie jak to poprzednie. Barman się pomylił. OK, pomyłki się zdarzają. Rozumiem. Ale mam taką sytuację drugi raz w tym samym miejscu z tym samym barmanem.

Lokal nr 4/5/6. "Dla pani pszenica/coś słodkiego/owocowego?"

2. Pożądanie urwania dupy 

"Dobry pils, ale dupy nie urywa". Naprawdę? Naprawdę liczyłeś na to, że pils urwie ci dupę? I wystawisz mu niską ocenę, bo wciąż możesz wymacać u siebie pośladki?

Zdecydowana większość piw jest do picia. Nie do ciamkania w ilości równej pojemności naparstka i roztrząsania każdego aromatu. Są i takie piwa. Najczęściej są drogie, mocne, BA. Kupienie piwa za 6 czy 8 zł i narzekanie, że nie urywa dupy, woła o pomstę do nieba. Nie każde piwo ma urywać dupę. Jeżeli jest smaczne, nie ma wad i - ewentualnie - jest zgodne ze stylem, to naprawdę nie ma co narzekać na to, że po wypiciu wciąż ma się dupę.

Problemem jest też zalanie polskiego rynku przez piwa tak przegięte, że te stylowe, ułożone i aksamitne dla niektórych stają się mniej atrakcyjne. Bo nie robią aż takiego wrażenia. Nie mają robić. Właśnie o to w nich chodzi. Mają być przyjemne.

3. Leżakowanie wszystkiego we wszystkim

Nie zrozumcie mnie źle, cenię leżakowanie w beczkach. Ale w ostatnim roku zaczęłam odnosić wrażenie, że wszystko musi być leżakowane w beczkach. Inaczej się nie liczy. Jeżeli browar uwarzy przyzwoite, mocne i ciemne piwo, to musi je wypuścić też w wersji BA. To zrobiło się już trochę nudne. I nie za każdym razem wychodzi. Czasem beczka przejmuje kontrolę nad piwem i efekt przypomina ssanie kawałków beczki.

4. Słodkie IPA

Całe szczęście czasy stawiania na wykrzywiającą gębę goryczkę już minęły. Dziś już wiemy, że to nie było fajne. Ale wpadliśmy w kolejną skrajność. Polskie browary upodobały sobie słodkie IPA. A może to polskie podniebienia?

Chodzi nie tylko o NEIPA w wersji... bezgoryczkowej to mało powiedziane. Słodkiej. Po prostu słodkiej (w przeciwieństwie do amerykańskich pierwowzorów tego stylu, które są co najmniej odrobinę goryczkowe, ale wciąż mają mega owocowy aromat). Chodzi o zdecydowaną większość IPA, które trafiły na polski rynek i które zresztą często otrzymują wysokie noty od rzekomych beergeeków. Browary zaczęły się bać goryczki?

5. Plaga milkshake IPA

A skoro już jesteśmy przy słodkościach, to trudno nie wspomnieć o istnej pladze milkshake IPA. Przez pierwsze lata piwnej rewolucji narzekaliśmy trochę na to, że polskie browary nie robią owocowych piw, którymi można by było zastąpić w pubach choćby nieszczęsnego krieka, czyli pierwszy wybór tych, którzy za piwem nie przepadają. Ostatnie lato zalało nas owocowymi słodkościami. Milkshake IPA była obecna wszędzie do znudzenia. Większość piw w tym stylu, które piłam, była bardzo dobra. Ale ile można?!

6. Backlogi i specjalne traktowanie polskich piw

"Backlog sprzed trzystu lat. Ocena na podstawie wspomnień. 2/5". W sumie to nie ma dla mnie znaczenia, czy backlog jest sprzed kilku lat, czy z ostatniej nocy, w czasie której próbowało się 60 piw, a to było jednym z ostatnich. Jest tak samo bez sensu, tak samo nic nie wnosi do informacji o piwie. Czasami sobie zaglądam (raczej na Untappd niż RateBeer) przed kupieniem piwa, żeby zobaczyć, jak je oceniają inni. Po cholerę tak backlogujecie? Jak chcę sobie po prostu odhaczyć, że coś wypiłam, to nie wystawiam oceny, nie piszę recenzji.

Z recenzjami jest związany jeszcze jeden problem - polskie piwa są zaskakująco dobre. Tak przynajmniej wynika z patriotycznych ocen. Oczywiście głównie te ekstremalne piwa, które urywają dupę (patrz punkt 2.). Te bardziej klasyczne są be.

7. Święte krowy browarowe

Jest kilka browarów, które nawet jak wypuszczą coś kiepskiego, to są cacy. A piwo, choćby waliło masłem z kukurydzą i cebulą, jest cudownie owocowe. Skończmy z tym. Wiem, że wiele wpływowych osób w branży, odpowiedzialnych właśnie za te pełne "och" i "ach" recenzje, ma takie czy inne biznesowe powiązania z browarami i nie może sobie pozwolić na szczerość. Albo po prostu ma zdolności sensoryczne na poziomie ameby. Ale "zwykli" konsumenci też mają głos i mogą przestać udawać, że czują ananasa w cebuli.

8. Ci, którym nigdy się nie wybacza 

Na przeciwległym krańcu są browary szykanowane, bo... bo coś. I nawet jak zrobią niesamowicie dobre piwo, to jest ono przez wielu postrzegane jako niegodne. I z automatu musi być z nim coś nie tak. I już trzeba się doszukiwać jakiejś nutki, której nie powinno być. Nawet jeżeli przed chwilą z uśmiechem wypiło się pół litra cebulowego masła (patrz punkt 7.) i zarzekało, że to najbardziej owocowe NEIPA na świecie.

9. Wadliwe piwa 

Wypili pół litra cebulowego masła i jednak nie mają uśmiechu na twarzy? Nie szkodzi. Wystarczy przeprosić na FB i znowu jest wspaniale. Bo to przecież ładnie ze strony browaru, że się przyznaje do błędu.

Tak, ale to nie zmienia faktu, że browar coś spieprzył i wypuścił na rynek. Gdyby nikt nie zauważył, to by się nawet upiekło. Ale jak zauważy, to nic straconego, bo przyznanie się do błędu jest nawet lepsze niż zrobienie dobrego piwa. Więcej ludzi zobaczy, więcej ludzi doceni.

Ostatnio mam wrażenie, że browary mają zupełnie gdzieś to, czy robią wadliwe piwo. U początków piwnej rewolucji w Polsce wadliwych piw pojawiało się całkiem sporo. I wszyscy liczyliśmy na to, że z czasem będzie coraz lepiej. Więcej wiedzy, więcej doświadczenia... A wciąż musimy wsadzać nosy w te same wady.

10. Wyśmiewanie początkujących miłośników piw rzemieślniczych

Rzucam to na sam koniec, ale w gruncie rzeczy jest dla mnie najważniejsze. I powinno odejść jak najszybciej.

Otóż niektórym wydaje się, że fajnie jest ponaśmiewać się z ludzi, którzy podniecają się kupieniem dość powszechnie dostępnego, stosunkowo taniego piwa. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że sami ci naśmiewający się zaczynali swoją przygodę z piwem całkiem niedawno. I nikt się z nich nie naśmiewał, kiedy stawiali pierwsze, koślawe kroki. Ci, którzy w piwnej rewolucji brali udział od samego początku, mają więcej zrozumienia.

Ja tam się cieszę, kiedy widzę nowych początkujących, bo oni oznaczają, że rewolucja się udała. I że dobre piwa mają szansę zostać z nami na długo, a nie są wyłącznie przemijającą modą.

Komentarze

  1. Co do Punktu 5 - istnieje wiele tego typu trendów i dlaczego uważa się, że to coś złego? Trend jest trendem, wszyscy chcą, wszyscy mają, a po jakimś czasie wszyscy narzekają i trend się kończy.
    Co do 10 - niestety jest to bardzo powszechne nie tylko w tym światku ale w zasadzie w każdym 'kółku zainteresowań' w internecie.

    OdpowiedzUsuń
  2. f e n o m e n l n e - podsumowanie! Tylko co ja mam zrobić z całym tankiem nowej edycji milkshake IPA który czeka na 27/01.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekaw jestem podsumowania tego roku, jest takie w planach? :) Ja sporo ostatnio zamawiam piw rzemieślniczych w kraftklubie - klik i jak na razie żadnych złych doswiadczeń.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz