Wizyta w Eufemii. Nowe miejsce na piwnej mapie Warszawy


Burzy wokół nowej odsłony Eufemii przyglądałam się z pewnym zaciekawieniem. Otwarcie Eufemii w miejscu kultowej Eufemii było ryzykownym posunięciem i jestem ciekawa, czy właściciel nowego lokalu miał świadomość tego, w co się pakuje i z jak ogromną falą niezadowolenia będzie musiał się zmierzyć. 



Tym, którzy nie są w temacie, wyjaśniam, że chodzi o lokal w piwnicy Pałacu Czapskich, czyli siedzibie Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Eufemia, która działała tam przez kilka ostatnich lat, była miejscem, w którym - najprościej rzecz ujmując - kwitła kultura niszowa. Klub został zamknięty, mimo wielu sprzeciwów środowisk artystycznych i nie tylko.

Za moich czasów studenckich lokal istniał w jeszcze wcześniejszej, niekultowej odsłonie (jejku, jestem taka stara!) i w przerwach między zajęciami zdarzało mi się tam wpaść na niezbyt smaczne i niezbyt tanie jedzenie. Szczerze mówiąc, nawet tego jedzenia nie pamiętam. Pamiętam, że było brudno.

A teraz jest czysto. Trochę świetlicowo.


Początek mojej przygody z obecną Eufemią nie był najlepszy. Wybierałam się tam w dniu otwarcia, ale zdążyła się zamknąć, zanim do niej dotarłam. A nie było jeszcze wcale tak późno. Następnego dnia, przekonana, że w końcu przetestuję kuchnię Eufemii, dotarłam o 21.30. Drzwi jeszcze nie były zamknięte na klucz, ale lokal już nie działał. O 21.30! Dzień po otwarciu! Nie wróży to temu miejscu najlepiej.

No, ale recenzje znajomych, którzy zdążyli przed zamknięciem, zachęciły mnie do podjęcia kolejnej próby. Tym razem byłam ok. 16.00 i się udało. Zjawiłam się bez uprzedzeń. Starałam się nawet szukać zalet tego miejsca. Przymknęłam nawet uszy na sraczkę muzyczną, której najwyraźniej dostała obsługa zmieniająca gatunki w połowie utworu. Na dodatek było zdecydowanie za głośno. Było za głośno na to, żeby można było nie zwracać uwagi na muzyczne niezdecydowanie obsługi.

Przez gęstą barierę wibrujących basów dojrzałam, że kranów z piwem jest dziewięć. Na Ontapie znajdziecie 12, ale na trzech z nich jest wino ;) Jak widać na poniższym zdjęciu, przeważają lokalne browary. Piwo jest w dwóch pojemnościach. Jest obsługa kelnerska. Nie wiem, czy w ogóle nie można zamawiać przy barze, ale mnie na to nie pozwolono.


Usiadłam przy stoliku niedaleko baru i postanowiłam rzucić Eufemię na głęboką wodę - zamówiłam babkę ziemniaczaną. Boleśnie proste danie, ale i - obok placków ziemniaczanych - jedno z moich ulubionych, co oznacza, że jadłam już wiele jego wersji, znam różne kulinarne sztuczki i jestem bardzo wybredna.

Po babce z Eufemii nie spodziewałam się fajerwerków, bo jest opcją wegetariańską. Ale nie spodziewałam się, że będzie aż tak źle.

Wygląda ładnie, prawda? Babka jest schowana pod jajkiem sadzonym i otoczona boczniakami. Całość kosztuje 19 zł. To, czego nie widać na zdjęciu (poza babką, której też w sumie nie widać), to ilość tłuszczu, w jakiej to wszystko pływało. I soli. Sama babka była przypalona, a wszystko - przesolone. W trakcie jedzenia wyciskałam z boczniaków nadmiar tłuszczu, a na koniec na talerzu została mi słona, tłusta kałuża. Zjadłam danie, kurczowo chwytając się nadziei, że kolejny kęs będzie lepszy. Bo naprawdę chciałam napisać coś pozytywnego i nie dołączać do grupy niezadowolonych z nowej Eufemii. Niestety, z każdym kęsem upewniałam się tylko, że na jedzenie więcej tu nie wpadnę. Przynajmniej przez jakiś czas, bo może jednak coś jeszcze się w tym zakresie zmieni.


Czy wpadnę na piwo? Trudno powiedzieć. Kwestia muzyki mocno mnie zniechęciła, sam lokal jest średnio po drodze na jakimkolwiek piwnym szlaku, godziny otwarcia niepewne... Znając życie, i tak się tam zjawię na jakiejś premierze.


Zobacz też:




Komentarze