Salzburg i piwo. O czterech browarach i nie tylko


Salzburg nigdy nie znajdował się na liście miast, które chciałabym odwiedzić. I pewnie nigdy bym się tam nie wybrała, gdyby nie to, że akurat występował tam Bob Dylan, za którym zdarza mi się troszkę jeździć po Europie. Miasto okazało się przepiękne i chętnie jeszcze do niego wrócę. Może nie na piwo, ale na spacer w środku nocy...

Przed wyjazdem, jak zwykle, przeczytałam różne przewodniki po Salzburgu i poradniki, jak uniknąć faux pas w tym mieście. Dowiedziałam się, że mimo iż Salzburg na Zachodzie kojarzy się głównie z "Dźwiękami muzyki", to o tym filmie nie należy wspominać. To jest w złym tonie. Większość Austriaków w ogóle go nie oglądała, a często nawet o nim nie słyszała. Znana jest za to zachodnioniemiecka, starsza wersja "Die Trapp-Familie". Wyrzuciłam więc do kosza ewentualne marzenia o udawaniu Julie Andrews w ogrodach Mirabell.


A szkoda, bo ogrody wyglądają dzisiaj zupełnie tak samo jak ponad 50 lat temu, kiedy powstawała hollywoodzka produkcja o rodzinie von Trappów.







Poradniki, które czytałam, były skierowane do dość specyficznych turystów. W jednym z nich znalazłam informację, że w Austrii nie ma kangurów. Zgadza się. W Salzburgu znalazłam nawet sklep poświęcony gadżetom związanym z brakiem kangurów w Austrii.

Z innego poradnika z kolei dowiedziałam się, że w dzisiejszych czasach nikt już nie nosi lederhosen (takie charakterystyczne spodenki) i dirndl (damski strój ludowy). Westchnęłam i wyjęłam z walizki swoje neutralne genderowo lederhosen, których jeszcze nigdy nie założyłam. Poczekają na inną okazję.

Oczywiście nie zamierzałam chodzić po Austrii w lederhosen. Ale nie bez powodu wspominam o garderobie. Otóż pobyt w Salzburgu - i w Austrii w ogóle - przebiegał pod hasłem "przewodnik mnie oszukał".

Zacznijmy od "Dźwięków muzyki", których w Salzburgu nikt nie zna. Widziałam kilka sklepów poświęconych tylko temu filmowi, a na dodatek na każdym rogu były reklamy wycieczek po miejscach pokazanych w filmie. Można się upierać, że są one skierowane do anglojęzycznych turystów, którzy właśnie to chcą w Salzburgu oglądać, ale trudno mi uwierzyć, że natykając się na każdym kroku na plakaty z napisem "The Sound of Music" miejscowi mogą w ogóle o tym filmie nie wiedzieć...


Co do lederhosen i dirndl sprawa jest jeszcze dziwniejsza. Bo widziałam zaskakująco wiele osób w takich strojach. Nie wiem, ile z nich było turystami w przebraniach, ale część zdecydowanie była miejscowa.


Ale przejdźmy do sedna - Salzburg zachwyca. To jedno z najbardziej urokliwych miast, jakie dotąd odwiedziłam. Jest stosunkowo mały - ma raptem 150 tys. mieszkańców. Na pierwszy rzut oka największe wrażenie robi Hohensalzburg, czyli twierdza znajdująca się na wzgórzu górującym nad starym miastem.


To, co najciekawsze, znajduje się jednak poniżej. Stare miasto jest wypełnione uroczymi, wąskimi uliczkami, zaułkami, pasażami... Spacerując późnym wieczorem, kiedy nie ma tak wielu turystów, można zobaczyć Salzburg zbliżony do tego, który mógł widzieć młody Mozart.







Warto też wyjść trochę poza ścisłą starówkę i zobaczyć domy wbudowane w skały.



Twierdza Hohensalzburg, która jest główną atrakcją miasta, z bliska nie robi aż takiego wrażenia. Wystawa w środku jest dość uboga, a same zabudowania kiepsko oznaczone. Ale za to widoki z góry są przepiękne.








Salzburg to także cztery browary. Wszystkie odwiedziłam. Nie licząc Stiegla, który znajduje się poza centrum miasta, wszystkie są dość blisko siebie i można bez problemu przemieszczać się między nimi pieszo.

Augustiner Bräustübl

O Augustiner Bräustübl napisałam już szczegółowo oddzielnie tutaj. Instrukcja obsługi tego miejsca wymagała wyczerpującego omówienia, na który w takim zbiorowym wpisie nie byłoby miejsca.


Czego można się napić w browarze? Augustiner specjalizuje się w piwie marcowym i tylko to ma w ofercie. Pół litra kosztuje 3,10 euro, a litr - 6,20.


Piwo jest naprawdę OK.  Klasyczne, stylowe. Nie jestem pewna, jak wygląda, ale smakuje bardzo przyzwoicie. Jest lekko słodkawe, ma sporo nut chlebowych, odrobinę karmelu... Nie oszukujmy się, to jest marcowe, nie można się po nim spodziewać niesamowitych doznań. Ogólnie jest bardzo pijalne.


Na miejscu jest też serwowane jedzenie. Jeżeli chcecie więcej przeczytać o Augustiner Bräustübl (i zobaczyć więcej zdjęć), zajrzyjcie tu: Piwo w Salzburgu. Wizyta w Augustiner Bräustübl.


Stiegl Brauerei

Sielsko, prawda? Tak wygląda miejsce, w którym powstają piwa Stiegl - jedne z najpopularniejszych w Austrii. Szczegółowo o mojej wizycie tam przeczytacie pod tym linkiem


Do Stiegla można bez problemu wejść. Działa tu muzeum, które zwiedza się z przewodnikiem. Na miejscu są też trzy lokale: tradycyjna piwiarnia, wyższej klasy restauracja i pub z piwem rzemieślniczym.


Stiegl, poza tym, że warzy klasyczne style, ma też oddzielną małą warzelnię na rzeczy nowofalowe. Spróbowałam dwóch pozycji - Max Glaner's IPA (z lewej) i Columbus 1492 Pale Ale. Oba były przyzwoite - na tyle, na ile przyzwoite są nowofalowe piwa z dużych browarów. Były bez wad, ale też bez większych zalet.


Więcej informacji i zdjęć znajdziecie tu: Wizyta w Stiegl Brauerei w Salzburgu.


s'Kloane Brauhaus

To najmniejszy browar działający w Salzburgu. Można go znaleźć w budynku Kastners Schenke. 


Przed wybraniem się do s'Kloane warto zwrócić uwagę na godziny otwarcia, bo są dość zaskakujące. Lokal jest czynny od poniedziałku do piątku od 17.00 do północy. W soboty i niedziele jest nieczynny. Akurat niedziele mnie nie zdziwiły, bo wtedy w ogóle w Austrii wiele miejsc jest zamkniętych. Ale sobota?!


Lokal serwuje tradycyjne jedzenie. Byłam niestety na tyle późno, że nie załapałam się już na działającą kuchnię. Podobno jest bardzo dobra.


Kastner's Schenke to przytulne miejsce z dużym ogródkiem, w którym pewnie latem jest bardzo przyjemnie.


Wystrój jest tradycyjny, rustykalny. Powiedziałabym, że nawet przaśny. Ale nie jest źle. Trafiłam na obsługę, która tak sobie mówiła po angielsku. Ale sympatyczną.


W menu były tylko dwa piwa - kellerbier i hefeweizen. Obu próbowałam i nie ma co się nad nimi rozwodzić - są przyzwoite. Ze strony internetowej wynika, że bywają tam też piwa specjalne.


Na miejscu można zobaczyć malutką warzelnię.


Z czterech miejsc odwiedzonych w Salzburgu, to było zdecydowanie najprzyjemniejsze.


Die Weisse

Die Weisse, jak może sugerować nazwa, specjalizuje się w piwach pszenicznych. I podobno jest najstarszym austriackim browarem warzącym takie piwa - istnieje od 1901 r.


W Salzburgu ogólnie rzecz biorąc wszędzie jest blisko, ale Die Weisse znajduje się naprawdę parę kroków od s'Kloane Brauhaus.


Wystrój jest utrzymany w klimacie tradycyjno-myśliwskim. W środku strasznie śmierdziało papierosami (w Austrii wciąż można palić w restauracjach), więc ulokowałam się w ogródku.


Trafiłam akurat na absolutnie fatalną obsługę. Kelner był zajęty rozmową z gośćmi (taką towarzyską, nie służbową) i bardzo długo nie zwracał uwagi na innych.


O ile dobrze pamiętam, chciałam zamówić Die Weisse Dunkel, ale akurat nie było. Kelner polecił mi zamiast tego Original 1901, który też jest dunkelweizenem. Do tego Die Weisse Light.


Powiem tak: były to całkiem dobre piwa, ale jak na browar specjalizujący się w pszenicy i słynący z niej, to było... tak sobie. Spodziewałam się czegoś więcej. Na pewno nie były to najlepsze piwa pszeniczne, jakie piłam. Niemniej jednak były przyjemne.


Zobacz też:


Komentarze