Wizyta w Stiegl Brauerei w Salzburgu


Sielsko, prawda? Tak wygląda miejsce, w którym powstają piwa Stiegl - jedne z najpopularniejszych w Austrii.


Stiegl był drugim browarem - po Augustiner Bräustübl - który odwiedziłam w Salzburgu.


Do Stiegla można bez problemu wejść. Działa tu muzeum, które zwiedza się z przewodnikiem. Raz dziennie zwiedzanie jest w języku angielskim. Oprócz tego można zobaczyć część produkcyjną, ale tylko z niemieckojęzycznym przewodnikiem.


Poza tym na miejscu działają trzy lokale: tradycyjna piwiarnia, wyższej klasy restauracja i pub z piwem rzemieślniczym. W tym ostatnim poza wyrobami Stiegla można wypić piwa rzemieślnicze z innych browarów. Głównie zagranicznych.


Na dziedzińcu (można użyć takiego słowa w tym kontekście?) działa spory ogródek. Wpadłam akurat w dniu, w którym pogoda była momentami bardzo niepewna, dlatego też zapewne był trochę zwinięty.


Przed zwiedzaniem muzeum wybrałam się na szybkie piwo do tradycyjnej piwiarni. Ale zamówiłam coś niezbyt tradycyjnego. Bo Stiegl, poza tym, że warzy klasyczne style, ma też oddzielną małą warzelnię na rzeczy nowofalowe.


Spróbowałam dwóch pozycji - Max Glaner's IPA (z lewej) i Columbus 1492 Pale Ale. Oba były przyzwoite - na tyle, na ile przyzwoite są nowofalowe piwa z dużych browarów. Były bez wad, ale też bez większych zalet. Po dłuższym pobycie w Austrii wypełnionym królującymi tam lagerami, na pewno nie pogardzilibyście nawet bardzo przeciętnymi pale ale'ami.


Bilety do Stiegl-Brauwelt kupuje się na miejscu, w sklepiku firmowym. Kosztują 12,50 euro. Można je dostać ze zniżką, jeżeli ma się Salzburg Card. Taką kartę można kupić w punktach informacji turystycznej. Nie mogłam ich znaleźć. Okazało się jednak, że jest jeszcze inna możliwość wejścia ze zniżką, o której dowiedziałam się od sprzedawczyni w sklepiku. Otóż zniżkę dostaje się też przy okazaniu biletu wstępu do twierdzy Hohensalzburg, przy czym muszą to być bilety z tego samego dnia. Traf chciał, że do Stiegla pojechałam prosto z twierdzy.

Bilet wstępu upoważnia do... wstępu. A po zwiedzaniu należy się z nim zgłosić z powrotem do sklepiku, żeby odebrać upominek (krakersy ze słodu i metalową pocztówkę z logo browaru). Trzy podejrzanie wyglądające obrazki na bilecie to z kolei kupony na trzy małe piwa do odebrania w restauracji.


Zwiedzanie z przewodnikiem w języku angielskim jest codziennie o 15.00. Mimo że Stiegl jest jedną z największych atrakcji Salzburga, to jednak nie cieszy się szczególnym powodzeniem. Dość powiedzieć, że w grupie, z którą wchodziłam do muzeum, byłam tylko ja z mężem. Nawet sobie nie wyobrażacie, jak potwornie było mi żal przewodnika, który próbował nas zaskoczyć takimi informacjami jak to, że piwa nie robi się z chmielu. Pewnie na innych zwiedzających to robi wrażenie. I w innych okolicznościach wmieszalibyśmy się po prostu w tłum, nie dając po sobie poznać, że jest to dla nas oczywiste. A tu nie było wyjścia.

Zwiedzanie zaczyna się od obejrzenia krótkiego filmu o Stieglu. Jest trochę o historii - dowiadujemy się, że nazwa wzięła się od tego, że niegdyś browar znajdował się obok schodków. Jest też trochę o teraźniejszości. Rozbawił mnie widok człowieka, który wozem zaprzężonym w konia odbiera beczki z browaru. A tu niespodzianka - to rzeczywiście ma miejsce. Do najbliższych lokali piwo jest rozwożone wozem konnym.


Później przewodnik wyjaśnia, z jakich surowców robi się piwo, opowiada dużo o wodzie pochodzącej z góry położonej tuż obok browaru... A później można zobaczyć coś naprawdę ciekawego, czyli "mały browar". To tu powstają te bardziej niszowe style z oferty Stiegla.


Przez szybę można też popatrzeć na beczki, w których leżakują specjalne piwa Stiegla. Przewodnik twierdzi, że aż do rozlewu nikt poza głównym piwowarem nie wie, co w tych beczkach się znajduje... Akurat w czasie mojej wizyty nie znajdowało się nic.


Można też rzucić okiem na piwniczkę, w której - jak twierdzi przewodnik - znajdują się najlepsze piwa z całego świata, które testują piwowarzy Stiegla.


W czasie zwiedzania dostaje się też do spróbowania trochę brzeczki.


Na koniec zostaje część marketingowa Stiegla wraz z twórczością fanów marki...




Odebranie trzech gratisowych piw okazało się ciekawym przeżyciem. Kelner nie dał nam wyboru, powiedział, że sam coś wybierze i poszedł. Wrócił z pilsem, weizenem i waniliowym milk stoutem. To ostatnie piwo przedstawił jako "piwo dla kobiet". Ugryzłam się w język, ale mąż nie wytrzymał i zaczął tłumaczyć kelnerowi, że mężczyźni też mogą lubić waniliowe milk stouty. Nie przekonał go.


Zresztą ten milk stout, jak widać na zdjęciu, był wątpliwej jakości. Wyglądał jak brązowe błotko. I nie smakował jakoś szczególnie dobrze, był po prostu słodki. Pils - jak to pils z dużego browaru - nie dla wymagającego klienta, ale wypić się dało. Najlepsza z tej trójki była pszenica.


Przy okazji przetestowaliśmy miejscową kuchnię - sznycel piwowara (wyżej) i... coś :) Nie wiem, zobaczyłam w karcie "dumplings" i byłam bardzo ciekawa, jakiego typu są te "dumplings", więc zamówiłam. To było coś w rodzaju lanych klusek. Oba dania smaczne, także spokojnie mogę polecić to miejsce na obiad.


A na dodatek widok z okien jest przepiękny. Jak większość widoków w Salzburgu.




Zobacz też:


Komentarze