Warszawski Łotr. Wizyta w nowym pubie i mały test kuchni


Warszawski Łotr otworzył się trochę z zaskoczenia. A w każdym razie mnie zaskoczył swoim otwarciem. O istnieniu tego miejsca dowiedziałam się zupełnie przypadkiem z Facebooka Browaru Maryensztadt, który informował, że można tam dostać ich piwa. A więc poszłam sprawdzić, czymże jest Warszawski Łotr.


Z fanpejdża Warszawskiego Łotra można dowiedzieć się bardzo niewiele o tym miejscu. Nie ma nic o piwach (nie ma nawet informacji, czy mają krany, ale od Browaru Palatum dowiedziałam się, że tak). Są zdjęcia burgerów, ale też bez konkretnych informacji.

I właśnie na burgery się wybrałam.

Wystrój przypomina bardziej burgerownię niż multitap. Jest 10 kranów. Na nich w czasie mojej wizyty były tylko piwa z polskich browarów: Palatum, Profesja, Artezan, Pinta, Trzech Kumpli, Pracownia Piwa, Maryensztadt i Jan Olbracht. Są sprzedawane w dwóch rozmiarach - 0,3 i 0,5 l.


Burgerów też było 10 (w tym jeden z rybą i jeden wegetariański), a każdy z nich dostępny w dwóch rozmiarach - 120 g i 200 g. W menu jest też ryba z frytkami i mięsa z grilla, ale może spróbuję ich innym razem. Duże burgery kosztują od 19 do 25 zł. Do tego można dokupić za 3 zł frytki albo colesława. Jak widać, frytek jest sporo.


Na jedzenie trzeba chwilę poczekać. W naszym przypadku było to koło 20 minut, mimo że jakiegoś szczególnie dużego ruchu nie było. Ale za to burgery są naprawdę bardzo dobre. Co prawda nie byliśmy pytani, jak chcemy wysmażone mięso, ale dostaliśmy dokładnie takie, o jakie byśmy poprosili - różowe w środku, soczyste. Frytki też były dobre, chrupiące.


Myślę, że to nie była moja ostatnia wizyta w Warszawskim Łotrze. Mam do niego raczej kiepski dojazd, ale w Warszawie jest niewiele miejsc, w których można zjeść tak dobrego burgera i popić go piwem rzemieślniczym. A swojego burgera popijałam doskonale już znanym Americanusem z Browaru Palatum.


Warszawski Łotr
ul. Ignacego Kruszewskiego 2

Komentarze

Prześlij komentarz