Baltic Porter Day 2019. Dzień piwowarskiego skarbu Polski


Nie chcę się powtarzać, ale wypada wspomnieć, że Baltic Porter Day jest dla mnie szczególnie ważnym dniem. Nie tylko dlatego, że lubię portery bałtyckie. Nie tylko dlatego, że portery bałtyckie to piwowarski skarb Polski. Przede wszystkim dlatego, że to święto, które wymyślił i co roku samodzielnie ogarnia Marcin Chmielarz, czyli mój mąż.

W tym roku czwarty już Baltic Porter Day rozrósł się do rozmiarów, o których nawet nie marzyliśmy. Dość wspomnieć, że Marcin za pomocą telekonferencji poprowadził wykład o bałtykach dla miłośników piwa w Madrycie! Co ciekawe, popijali oni Gwiazdę Północy z Browaru Maryensztadt. Święto zauważyły zagraniczne puby, sklepy, a nawet słodownie. Na rynku pojawiło się ponad dwadzieścia nowych porterów bałtyckich. Mnóstwo ludzi wzniosło tego dnia toast. Fajna sprawa.


Ja do Madrytu miałam kawałek, ale nie narzekam, bo Warszawa 19 stycznia była jednym z najlepszych miejsc na świecie (może nawet najlepszym?) dla miłośników porterów bałtyckich. Nie wszędzie dałam radę być, ale starałam się spróbować jak największej liczby piw, jak najmniej czasu tracąc na przemieszczanie się.

Zaczęłam świętowanie już dzień wcześniej. Właśnie w piątek swoją premierę w The Taps miał Porter Bałtycki z Browaru Szpicbródka. Raczej słodki, z przewagą nut kawowych i czekoladowych nad owocowymi. Gładki i zaskakująco pijalny jak na porter.


Na (pustawej już w momencie robienia zdjęcia) tacy były wcześniej pyszne przekąski z porterem.


Później wpadłam do Craft Beer Muranów na prapremierę dwóch piw z Browaru Stu Mostów - WRCLW Baltic Porter Nitro i WRCLW Tonka, Vanilla and Chocolate Baltic Porter Nitro.


Oba piwa są niesamowicie pijalne i aksamitne - azot zdecydowanie robi robotę. Są też zdradliwe - pije je się tak przyjemnie, że zupełnie nie czuć 9,7%. Wersja podstawowa to kawa i czekolada z odrobiną czerwonych owoców.


Wersja z tonką i całą resztą dodatków... Powiem tak: opinie są mocno podzielone. Słyszałam kilka głosów, że dodatków jest po prostu za dużo i przykrywają one całą podstawę piwa. Mnie akurat zupełnie to nie przeszkadza, bo efekt jest świetny. Dominuje tonka, a aromat to przyjemna mieszanka czekolady, cynamonu, wanilii i kokosa.


W sobotę największy wybór porterów bałtyckich był - jak co roku podczas Baltic Porter Day - w Jabeerwocky. Na kranach było aż osiem piw w tym stylu - w sam raz na dwie deski degustacyjne. Do każdej deski były dołączane czekoladowe muffinki i suski sechlońskie, z którymi leżakowało Imperium Prunum.


Zaczęłam od premierowej, drugiej warki Mentora z Browaru ReCraft. Wydaje mi się, że ten Mentor był lepszy niż poprzedni. Ułożony, karmelowy, waniliowy. Po ogrzaniu w aromacie pojawiły się figi i czekolada deserowa.

Tegoroczne Imperium Prunum z Browaru Kormoran też wydało mi się lepsze niż poprzednia warka. Jest w nim zdecydowanie mniej suski, wciąż jednak pojawia się dużo aromatów ogniskowych, a po ogrzaniu - kawa. W smaku poza lekką słodyczą jest delikatna śliwkowa kwaśność.

O Cornus Lupus, czyli nowym, nadimperialnym porterze bałtyckim z Browaru Kormoran, nie bardzo wiem, co napisać, bo nie mam punktu odniesienia. W czasie picia zanotowałam sobie tylko: "Łohohoho". To przypomina... mus kawowy? Dopiero po ogrzaniu wyczułam, że ta zawiesina jest w gruncie rzeczy dość kwaśna. W pierwszej chwili czułam tylko paloną goryczkę. Jestem ciekawa, co będzie dalej. Bo Cornus Lupus do normalnej sprzedaży ma trafić dopiero za kilka miesięcy, więc będzie to pewnie już inne piwo.


Nie mogłam odmówić sobie spróbowania prawdopodobnie ostatniej beczki Jabeer Porter Aquavit BA, kooperacji HaandBryggeriet i Jabeerwocky. Czas zrobił temu piwu bardzo dobrze i... szkoda, że to była ostatnia beczka. W aromacie było trochę kawy (i destylatu), ale dominowały suszone owoce.

Kooperacyjne piwo Browaru Spółdzielczego i Geiranger Bryggeri - Geiranger Porter - to porter bałtycki z jałowcem. Ciekawe podejście. Piwo niby jest słodkie, ale ma fajną wytrawną (jałowcową) kontrę.

Ciekawie złożony smak miał też Imperial Baltic Porter Black Forest Kirsch BA z Browaru Maryensztadt. Było w nim sporo karmelu i czekolady, ale też ściągająca cierpkość, która z jednej strony kojarzyła mi się z pestkami czereśni, a z drugiej po prostu z beczką.

Sobotnią przygodę z Jabeerwocky zakończyłam Czarną Owcą i Porterem Nosterem Double BA. Ładnie zaokrąglone piwo, ale jednak pojedyncze beczki (zwłaszcza bourbon i koniak).


Drugim miejscem w Warszawie, w którym można było spróbować wielu porterów bałtyckich, były Same Krafty. Mam na myśli oczywiście oba lokale na raz. Było w czym wybierać. I nareszcie trafiłam na piwo leżakowane w beczkach po rumie, które mi zasmakowało!


Mowa o Sus Scrofa z Browaru Łąkomin. Spróbowałam go w dwóch wersjach - z beczki po rumie i po miodzie. Śmiało mogę polecić oba. Nabrały one samych najlepszych cech beczek. Piłam chyba wszystkie Dziki z Łąkomina (przy czym były to Dziki w butelkach) i te dwa są zdecydowanie najlepsze.


Baltic Porter Day w Warszawie rozciągnął się aż do niedzieli. Właśnie wtedy Gorączka Złota, która w ostatni dzień tygodnia zwykle jest zamknięta, zorganizowała swój comiesięczny niedzielny obiad. Oczywiście porterowy. Była wołowina w porterze i mocno czekoladowe porterowe ciasto.


W niedzielę całe szczęście w Samych Kraftach vis-a-vis była jeszcze okazja napić się dwóch bardzo dobrych Importerów (podstawki i wersji Jack Daniel's BA) z Browaru Świebodzin i Porteru Wędzonego ze Śliwką z Przystanku Tleń, w którym wędzonka była... naprawdę wędzona...

Kolejny Baltic Porter Day już 18 stycznia 2020 r. Plany są ambitne 😉 Miło popatrzeć, jak skromna swego czasu idea coraz bardziej się rozpowszechnia. Niech żyją portery bałtyckie!



Komentarze