Czwarta edycja Baltic Porter Day już 19 stycznia. Z Marcinem Chmielarzem, pomysłodawcą i organizatorem święta (oraz moim mężem) rozmawiam o tym wyjątkowym dniu, o porterach bałtyckich, nudnych beer geekach, turystach i piwach z debiutującego wkrótce Browaru Jabeerwocky.
Międzynarodowy Dzień Porteru
Bałtyckiego...
No, co z nim?
Popraw mnie!
Święto Porteru Bałtyckiego. Ale
preferuję Baltic Porter Day. Dlaczego, skoro głównie dzieje się
to w Polsce? Dlatego, że z angielskim sobie radzimy, a chciałbym,
żeby to święto wyszło poza granice Polski, żeby było też znane
na świecie. Ma przyciągnąć do nas piwnych turystów.
Robisz to dla Polski.
To jest mój patriotyzm (śmiech). A
wracając do nazwy – ktoś kiedyś napisał „Międzynarodowy
Dzień Porteru Bałtyckiego” i niektórzy to powtarzają. Uznałem,
że nie będę tego korygował, bo nie chce mi się toczyć o to
bojów. Ważne, że ta data – trzecia sobota stycznia – jest
poświęcona porterom.
Jak bardzo dość masz już
odpowiadania na pytanie, skąd pomysł na Baltic Porter Day?
Jeszcze nie mam dość. Nie słyszałem
go aż tyle razy. Wzięło się to stąd, że ileś lat temu
prowadziłem blog Portery.pl. Kiedy pierwszy raz rozkręcałem Stout
Day w Polsce, to pomyślałem, że można by było zrobić podobne
święto, ale z porterami bałtyckimi. Na jakiś czas zostało to w
sferze marzeń.W 2015 r. takim katalizatorem, żeby jednak wziąć
się za to, było organizowanie przez Jacera, czyli Jacka
Domagalskiego, Święta Piwa Grodziskiego.
Święta świętej pamięci.
Tak. Stwierdziłem, że skoro taka
idea, która została po prostu rzucona, zadziałała, to czemu by
nie spróbować z porterem. Jak widać, udało się, więc z roku na
rok wkładam w to coraz więcej pracy, pojawia się coraz więcej
nowych piw. W tym roku mamy 23 premiery.
Zachęcasz browary do tego, żeby
robiły coś specjalnie na Baltic Porter Day?
Same podłapały temat. Oczywiście
jeżeli spotykam na imprezie browar, który jeszcze nigdy porteru nie
robił, to podchodzę i namawiam. Ale widzę, że browary same
dochodzą do wniosku, że wypada zrobić porter, wypada mieć w
ofercie porter, zwłaszcza w styczniu, kiedy jest sezon na takie
piwa. Browary same widzą w tym interes.
Czyli portery się sprzedają?
Tak, całkiem nieźle się sprzedają.
Nie tak dobrze jak IPA, APA, pils czy pszenica, ale i tak dobry
porter szybko z rynku znika. Pewnie niektórzy robią spore zapasy i
część piw wstawiają do piwniczek.
A Ty trzymasz jakieś portery w
piwniczce?
Głównie takie, których wziąłem
więcej i po prostu zapomniałem je spożyć w terminie. Ale nie
kupuję porterów specjalnie do leżakowania.
To nie ma sensu?
Czasami ma sens, czasami nie. I tu jest
właśnie problem – żeby wiedzieć, czy porter nadaje się do
leżakowania, czy nie, musielibyśmy znać jego skład, wiedzieć o
nim trochę więcej niż to, co zazwyczaj wiemy, kupując piwo, to
znaczy jakie były użyte słody, jakie chmiele, jak było rozlewane,
ile tlenu znalazło się w butelce – bo im więcej, tym szybciej
będzie zachodziło utlenianie. Od tego wszystkiego w dużej mierze
zależy, jak to piwo będzie się zachowywało. Musimy też wiedzieć,
jak długo porter leżakował w browarze. Na przykład porter z
Browaru Podgórz leży rok i nie ma sensu go leżakować. Imperium
Prunum czy teraz ten nowy, superimperialny porter z Kormorana też
długo leżały. Dalsze leżakowanie niekoniecznie je poprawi, a może
je zepsuć. Najlepiej spróbować świeżego porteru. Jeżeli jest
ostry, alkoholowy, to leżakowanie może mu pomóc. Jeżeli już jest
ułożony, nic w nim nie przeszkadza, nie ma nut rozpuszczalnikowych,
alkoholowych, to moim zdaniem jego leżakowanie może nie mieć
sensu.
No właśnie, poruszyłeś sprawę
Imperium Prunum. Ludzie leżakują i później narzekają na sos
sojowy.
Narzekają. Ale dużo też zależy od
warunków przechowywania, Dobrego efektu nie daje leżakowanie piwa w
szafce w kuchni, gdzie temperatura jest powyżej 20 stopni. Najlepiej
leżakować w temperaturze lodówkowej, poniżej 10 stopni. W takich
warunkach sos sojowy może się nie pojawić, a może się pojawić
dopiero po paru latach. Dlatego niektórych porterów nie ma sensu
leżakować. Jeżeli są dobre teraz, to za rok czy dwa lata mogą
już takie nie być. Oczywiście można poleżakować i zobaczyć,
jaki to da efekt, ale nie wstawiałbym całej skrzynki Imperium
Prunum do piwnicy.
Na które z tegorocznych porterów
czekasz najbardziej?
Nadimperialny porter z Kormorana to
jest coś ciekawego – 36,6 Blg, 24 godziny gotowania. Warto
sprawdzić, jaki to dało efekt. Ale pewnie każdego porteru będę
chciał spróbować. Nie wiem, czy to się uda, bo warki zazwyczaj są
małe, a ludzi, którzy chcą spróbować, jest wielu. A mnie się
już nie chce jeździć i szukać piwa po całym mieście. Jak się
uda, to się uda, a jak nie, to jakoś to przeżyję.
Przez to, że jesteś tak związany z
porterami, ciągle pojawiają się pytania o to, kiedy będzie można
napić się Twojego porteru.
Trzeba mieć browar, żeby mieć
porter, prawda? Kiedy porter z Browaru Jabeerwocky? Browaru jeszcze
nie ma, hala jeszcze nie została postawiona, więc trochę to
potrwa.
No dobrze, ale pierwsze piwa już
niedługo mają premierę.
Kontraktowe. Na razie są to style
popularne i bezpieczne. Myślę, że porter z Jabeerwocky powstanie
dopiero, jak ten browar już będzie stał, działał. Coś tam się
uwarzy, poleży parę dobrych miesięcy... Jeszcze trochę.
Wśród niektórych beer geeków krąży
opinia, że portery są nudne.
Niektórzy beer geecy
są nudni.
A co jest ciekawego w porterze
bałtyckim?
To jest bardzo fajne, bogate, złożone
piwo. Oczywiście jeżeli się porównuje klasyczny porter bałtycki
z imperialnym stoutem z 50 dodatkami, leżakowanym w trzech beczkach,
za który trzeba oddać nerkę i zastawić dom, to porter będzie się
wydawał biedny.
Jaki powinien być idealny porter?
Przede wszystkim powinien być ładnie
ułożony. Nie może być gryzący, alkoholowy. Nie może też być
mocno palony, a takie portery niestety się zdarzają. Osobiście
bardzo lubię portery bałtyckie wędzone.
Lubisz wszystko wędzone.
Wszystko, co wędzone, jest lepsze. No,
może nie pils. I może nie milkshake IPA, ale milkshake IPA w ogóle
jest niedobra.
Dlaczego akurat polskie browary tak
dobrze radzą sobie w porterach?
Portery bałtyckie w Polsce zawsze
miały jakieś specjalne miejsce. Przed piwną rewolucją były
jednymi z nielicznych piw w Polsce, które dawało się pić. Zresztą
na RateBeerze przed rewolucją najlepiej ocenianym polskim piwem był
chyba Żywiec Porter. Kiedy w końcu piwna rewolucja wzięła się za
ten styl, okazało się to całkiem dobrym pomysłem. Spójrzmy na
tego nieszczęsnego RateBeera – na 50 najlepszych bałtyków na
świecie 22 są z Polski. A właściwie 21, a jeden jest
kooperacyjny, ale z polskim pomysłem. Całkiem nieźle nam to
wychodzi i możemy być z tego znani. Może to też wynika z tego, że
bałtyków poza Polską nie warzy się aż tak często.
Czy w związku z tym trudniej było Ci
namówić zagraniczne puby na udział w Baltic Porter Day?
Zdecydowanie trudniej, bo w krajach, w
których porter bałtycki nie jest aż tak popularny, idea Baltic
Porter Day nie trafia na tak podany grunt jak w Polsce. Tutaj mamy z
tymi piwami styczność na co dzień. To już czwarta edycja święta
i większość ludzi prowadzących puby miała z nim styczność.
Widzą, że to ma sens. Za granicą jest trudniej, bo porterów
bałtyckich jest tam mniej i ten styl jest tam mniej popularny. Ale
myślę, że z roku na rok będzie coraz lepiej. Już jest coraz
lepiej.
Zostało to już dostrzeżone w książce
„The Beer Bucket List”.
I to przez uznanego piwnego autora –
Marka Dredge'a. Baltic Porter Day znalazł się na liście ponad 150
piwnych wydarzeń, których każdy powinien doświadczyć.
Jako jedyne wydarzenie z Polski.
Tak. No i faktycznie – jakby
popatrzeć na polski rynek piwa, to nie mamy niczego innego, co może
mieć wartość turystyczną. Są festiwale, OK. Ale te festiwale nie
różnią się diametralnie od festiwali w innych krajach. Oczywiście
ludzie na nie przyjeżdżają, bo jest dużo fajnych piw, bardzo
wysoki poziom, a dla niektórych ceny są bardzo atrakcyjne. Nasze
festiwale są fajne, ale nie ma na nich czegoś, co je wyróżnia.
Może Baltic Porter Day z czasem stanie się elementem piwnej
turystyki? Jego siłą jest to, że nie odbywa się w jednym miejscu.
Taki piwny turysta może się wybrać do Warszawy, Poznania, Krakowa,
Wrocławia czy Gdańska. Wszędzie będzie mógł spróbować wielu
różnych porterów.
Tacy piwni turyści z zagranicy, którzy
zjawiają się w Jabeerwocky, są zainteresowani polskimi piwami?
Tak. Świadomy piwny turysta przede
wszystkim chce pić piwo lokalne. Jeżeli mamy na kranie na przykład
piwo z Browaru Palatum, mówimy, że to z Warszawy, kilkanaście
kilometrów stąd uwarzone. To robi wrażenie. Chętnie też sięgają
po style, których nie znają, które są typowe dla Polski. Jeżeli
mamy portery bałtyckie, to zawsze chętnie próbują tych piw.
W tym roku po raz pierwszy sprzedajesz
gadżety związane z Baltic Porter Day. Hurr durr, chcesz się
wzbogacić.
Żeby się jakkolwiek wzbogacić,
musiałbym sprzedać naprawdę sporo koszulek. Musiałem wykupić
domenę, płacę za utrzymanie strony, za promocję na Facebooku.
Jeżeli sprzedaż gadżetów pozwoli mi pokryć te koszty, to będzie
bardzo fajnie. Nie planuję nic na tym zarabiać.
W przyszłym roku chcesz jeszcze zrobić dedykowane szkło.
W przyszłym roku chcę wszystko!
Zobaczymy, co się uda. Plany są ambitne. Na razie cieszę się tym,
co już udało się zrobić. Zaczęły się pojawiać portery z
efektem wow, czyli imperialne, nadimperialne, leżakowane w beczkach,
wędzone, z dodatkiem suski, z dodatkiem syropu klonowego, z
dodatkiem kawy, z dodatkiem czekolady. Z drugiej strony mamy cały
czas klasyczne portery bałtyckie. I za nie też biorą się browary
rzemieślnicze – Podgórz, Trzech Kumpli, Birbant. Fajne, że w
okolicach święta porteru można iść do sklepu –
specjalistycznego oczywiście, nie do marketu – i znaleźć sporo
różnych porterów bałtyckich. Są klasyki i są wersje udziwnione.
Fajne jest to, że ten styl zaczął żyć. Prowadząc Portery.pl,
pisałem, apelowałem do browarów, żeby tchnąć w ten styl nowego
ducha. I się udało. Nie wiem, na ile to jest moja zasługa, ale
lubię wierzyć w to, że miałem na to jakiś wpływ.
Komentarze
Prześlij komentarz