Zobaczyć Neapol i... zjeść? O tym, dlaczego warto jechać (niekoniecznie na piwo)


Przed wyjazdem do Neapolu na pewno usłyszycie od znajomych, że tam jest niebezpiecznie. Napadają, kradną, wszystkim rządzi mafia... Zobaczyć Neapol i umrzeć... Czy to zdanie w dzisiejszych czasach opisuje realne zagrożenie utraty życia na wakacjach? Sama jechałam tam, zastanawiając się, czy przypadkiem nie dojdzie do erupcji Pól Flegrejskich, która tam na pewno mnie zabije, podczas gdy w Warszawie może nawet miałabym szanse na przeżycie. Bo wszędzie straszą, że wybuch już niedługo...




Erupcji oczywiście nie było. Napadów też. Była jedna próba kradzieży, ale nieudana (kieszonkowiec w autobusie). Mafia nie rzucała się w oczy i niczego ode mnie nie chciała. Czyli udany urlop.


Może inaczej: byłby udany, gdyby chodziło o inne miasto. Dzięki temu, że to Neapol, urlop był absolutnie zachwycający. Miasto, ludzie i (przede wszystkim) kuchnia sprawiły, że cały czas tęsknię i nie mogę się doczekać powrotu.


Neapol pachnie świeżym praniem, które wisi nad uliczkami. Pachnie pizzą. Świeżymi owocami morza. Starymi murami. Ma dźwięk skuterów, które przemykają między ludźmi. Ma dźwięk głośnych rozmów sąsiadów, którzy siedzą na krzesełkach ustawionych przed domami. Jest jednocześnie egzotyczny i całkiem swojski. Chyba jeszcze nigdy na urlopie tak często nie mówiłam: "Uważaj, kupa".


Neapol jest nad powierzchnią i pod nią. Zupełnie dosłownie. Pod obecnym miastem znajdują się resztki tego starożytnego.


W Neapolu spędziłam pięć dni i zdążyłam zobaczyć połowę tego, co planowałam. To miasto wciąga. Im bardziej oddalamy się od miejsc polecanych na TripAdvisorze, tym jest ciekawiej. Warto się zgubić, żeby pobłądzić wąskimi uliczkami. I nie warto się sugerować opiniami z TripAdvisora właśnie. Dzięki nim trafi się tylko w miejsca skrojone pod turystów.


W Neapolu turysta cierpi na nadmiar atrakcji. A tuż za jego granicami też jest co oglądać i trochę szkoda by było ograniczyć zwiedzanie do samego miasta. Nie można sobie odmówić choćby wizyty w pobliskich Pompejach, do których w ok. 30 minut można dojechać pociągiem.


Na Pompeje najlepiej zarezerwować cały dzień. I - nie przesadzam - dobrze skorzystać z usług przewodnika na miejscu. Mapka, którą kupuje się przy wejściu, pomoże się nie zgubić i dotrzeć do najciekawszych punktów, ale duża część ciekawych znalezisk archeologicznych jest całkiem niepozorna i dobrze, żeby ktoś je wskazał i wyjaśnił.


Wrażenie jest niesamowite. Niektóre uliczki Pompejów cały czas tętnią życiem - takim sztucznym, wprowadzonym przez turystów. W innych można przebywać sam na sam ze starożytnością. Gęsia skórka gwarantowana.


Ruiny tego starożytnego świata idealnie uzupełniają rzeźby polskiego artysty Igora Mitoraja.


Spragnieni dodatkowych doznań archeologicznych mogą jeszcze odwiedzić Herkulaneum (na zdjęciu powyżej) - miasto, które także zniszczył (a jednocześnie pomógł zachować w doskonałym stanie) wybuch Wezuwiusza. Odkryte ruiny zajmują dużo mniejszy teren niż Pompeje, można je więc zwiedzić dużo szybciej. Są też lepiej zachowane. Ale mimo wszystko robią mniejsze wrażenie.


Zarówno z Pompejów jak i Herkulaneum można dojechać specjalnym autobusem na Wezuwiusz. Trasa może przyprawić o szybsze bicie serca, ale widoki po drodze są warte tej odrobiny nerwów. 


Autobusem dojeżdża się prawie na sam szczyt. Prawie. Do przejścia pozostaje kawałek bardzo stromą ścieżką. I tu po raz kolejny przestrzegam przed kierowaniem się opiniami na TripAdvisorze - wcale nie jest to droga łatwa do pokonania dla każdego (jest naprawdę bardzo pod górkę) i mimo że nie wymaga specjalistycznego obuwia, to jednak bardzo wygodne, przyczepne obuwie jest konieczne. I takie, którego nie będzie szkoda, jeżeli się zniszczy. Widziałam ludzi w lakierowanych balerinkach i w japonkach...


Oczywiście nie ma co liczyć na widok bulgoczącej lawy. Można najwyżej zobaczyć (i poczuć) wydobywającą się siarkę o aromacie kojarzącym się z zapałkami. Wrażenia zapachowe są ograniczone do kilku miejsc.


Ale wróćmy na ziemię. Najlepsze, co Neapol ma do zaoferowania, to jedzenie. Spełnieniem marzeń były dla mnie takie miejsca jak Pescheria Azzurra - niewielkie knajpki, w których tanio można zjeść świeże owoce morza. Stolików jest tu mało (widać je na zdjęciu za częścią sklepową) i w godzinach szczytu długo trzeba czekać na miejsce. Ja byłam na tyle wcześnie, że usiadłam bez problemu. 


Neapol słynie jednak przede wszystkim nie z owoców morza, a z pizzy. Pierwszą margheritę zamówiłam z myślą, że będzie moją ostatnią. Chciałam po prostu odbębnić to doświadczenie i przejść do innych specjałów. Bo - umówimy się - margherita nie jest szczególnie ekscytująca. Pomidory, ser i bazylia? Meh. 

Jakże się myliłam. To było jedno z moich najpiękniejszych dotychczas przeżyć kulinarnych. Nigdy wcześniej nie jadłam tak intensywnego sosu pomidorowego, tak aromatycznej bazylii i tak dobrego sera. A ciasto to zupełnie inna bajka niż wszystko, co jadłam w Polsce. Jest elastyczne. Lekko przypalone. Na dodatek pizza kosztuje śmiesznie mało. Pyszną można dostać już za 3 euro. 3 euro!


Obowiązkowym punktem podczas pobytu w Neapolu jest wizyta w pizzerii Sorbillo. I rzeczywiście jadłam tam najlepszą pizzę w życiu (chociaż niżej pokażę miejsce, w którym serwują prawie tak dobra pizzę).

Dostanie się do środka wcale nie jest łatwe. Warto przede wszystkim wiedzieć, że do restauracji nie wchodzi się tak po prostu, z ulicy. Najpierw trzeba się wpisać na listę. Ta zasada dotyczy nie tylko pizzerii Sorbillo, ale także wielu innych miejsc w Neapolu. Trzeba się nastawić na czekanie i nie liczyć na to, że dostanie się stolik od ręki. Człowiek, który przyjmuje zapisy, stoi w drzwiach. Podaje mu się imię, on wpisuje je na listę. Później, w miarę zwalniania się stolików w restauracji, ten sam człowiek wyczytuje imiona w kolejności z listy. Można czekać nawet godzinami.

Wskazówka: warto przyjść do restauracji tuż po otwarciu. Sorbillo jest czynne od 12.00 do 15.30 i od 17.00 do 24.00. Zjawienie się przed drzwiami tuż przed 12.00 lub 17.00 właściwie gwarantuje stolik.

W razie czego obok Srobillo jest okienko serwujące aperol spritz, który może umilić oczekiwanie na stolik. Wieczorem cała ulica jest dzięki temu wesoła.

Tak przy okazji - zdjęcie powyżej zrobiłam niedługo po otwarciu pizzerii. To jest praktycznie nieistniejąca kolejka. Później kolejka rozciąga się na całą ulicę i kilka razy zakręca.


Piwo dla Sorbillo warzy Baladin. Nie jest to nic ciekawego, ale fajnie, że restauracja serwuje coś z małego browaru.

A sama pizza? Przyrzekam, że miałam łzy w oczach. Coś pięknego.


Niewiele gorsza była margherita w pizzerii Di Matteo. Na stolik czekałam tam koło godziny. Ale było warto. Do tego butelka śmiesznie taniego lokalnego wina. 


Bardzo zbliżona poziomem do Sorbillo była za to margherita (za 3 euro!!!) z niepozornej pizzerii Pavia. W środku jest dosłownie kilka stolików, jest potwornie gorąco (brak klimatyzacji), ale pizza jest świetna. Pavia nie znajduje się przy żadnym turystycznym szlaku - niby jest blisko zabytków, ale żeby tam dojść, trzeba skręcić w małe uliczki. Warto.


No dobra, ale czy warto do Neapolu przyjeżdżać na piwo? Nie. To nie jest tak, że nie da się tam znaleźć dobrego piwa, bo da się. Ale na pewno nie może to być główny cel wyjazdu. Od tego jest pizza.

Wszystkie neapolitańskie puby z piwami rzemieślniczymi, które odwiedziłam, były malutkie. Nie jest to problem, bo piwo można spokojnie pić na ulicy. I takie wieczory z piwem często rozlewają się na ulice.


Jednym z przyjemniejszych miejsc, które odwiedziłam, jest Mosto. Na kranach ma głównie włoskie krafty.


Zaglądałam do Mosto kilka razy. Cały czas był tłok. Trudno się dziwić, bo jest to naprawdę klitka. Wystarczy kilkanaście osób, żeby nie dało się wejść do środka.


Trochę szkoda, że tablica była trochę nieaktualna. Pamiętam, że zamówiłam numer 4, ale zamiast tego piwa lało się już inne - z browaru Hammer, więc nie narzekałam. Spodobało mi się za to, że na tablicy były podobizny barmanów z ich imionami.


Ogólnie rzecz biorąc, Mosto warto odwiedzić.

Na drugim końcu skali jakości jest położony tuż obok pub Alabardieri 25.


Niby ładnie, niby przytulnie, ale... Po pierwsze, pub jest otwarty w bardzo dowolnych godzinach. Po drugie, chwali się tym, że ma piwa Doctor Brew.


Po trzecie, w czasie mojej wizyty tylko na jednym z czterech kranów było piwo. I obsługa wcale nie zamierzała podłączać nic na trzy pozostałe krany.


Alabardieri 25 ma w ofercie także piwa z Corneliusa.


Kawałek od Mosto i Alabardieri 25 jest Il Birraiuolo. I tu wracamy już na bardzo dobry poziom. Pod względem powierzchni to chyba największy pub z piwami rzemieślniczymi, jaki odwiedziłam w Neapolu. To znaczy, że był wielkości mniej więcej Samych Kraftów.


Il Birraiuolo to dobre miejsce dla poszukiwaczy włoskich piw. Zamówiłam tam m.in. HOP.E z Birra Mastino - browaru, z którym wcześniej się nie zetknęłam. Okazało się świetne.


Pub Hoppy Ending będę zawsze wspominała jako koszmar. Samo miejsce jest bardzo przyjemne, obsługa - sympatyczna i zna się na piwie. Ale dotarcie tam było drogą przez mękę. W dużym skrócie: pub leżał ok. 2 km od mojego hotelu, więc postanowiłam się przejść. Co prawda byłam trochę zmęczona po wchodzeniu na Wezuwiusz, ale spacery po Neapolu są bardzo przyjemne. Szczególnie wieczorami, kiedy robi się chłodniej.

To były 2 km pod górę. Prawie cały czas po schodach. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby okazało się, że wspinałam się do zamkniętego pubu. Na szczęście był otwarty. Pierwszego piwa nawet nie zarejestrowałam, po prostu musiałam się czegoś napić.


Hoppy Ending jest czymś w rodzaju pubu osiedlowego. Są cztery krany, na nich piwa z różnych krajów. Jest też spory wybór włoskich kraftów w butelkach/puszkach.


Najbardziej zaciekawiły mnie ceny. Faith z Northern Monka kosztował tyle samo co Herren Pils z Keesmanna.


Nie bójcie się Neapolu. Jest głośny, zatłoczony, trochę brudny i momentami może się wydawać nieprzyjazny, ale warto się przełamać i dać mu szansę. Choćby dla pizzy. 

Zobacz też:

Austria

Piwo w Salzburgu. Wizyta w Augustiner Bräustübl
Salzburg i piwo. O czterech browarach i nie tylko
Wiedeń i piwo. Miniprzewodnik po browarach i pubach
Wizyta w Stiegl Brauerei w Salzburgu

Belgia

Browar Cantillon - zwiedzanie
Wizyta w Brussels Beer Project
Wizyta w Hof ten Dormaal

Holandia

Holenderskie przekąski. Testuję cztery tradycyjne przysmaki
Piwo w Amsterdamie
Prehistoria. Piwny wypad do Amsterdamu w 2012 r.

Irlandia

Guinness Brewery - zdjęcia
Puby w Dublinie. Co i gdzie można wypić?
Zwiedzanie Guinness Storehouse

Niemcy

Gose w Bayerischer Bahnhof w Lipsku 
Kölsch w Kolonii? 5 rzeczy, które warto wiedzieć

Wielka Brytania

Jedzenie w brytyjskich pubach. Kilka słów o tym, czego zazdroszczę Brytyjczykom
Piwna mila w Londynie. 9 rzeczy, które warto wiedzieć

Komentarze