10. Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa


Takiego entuzjazmu na Wrocławskim Festiwalu Dobrego Piwa nie widziałam już dawno. Między stoiskami browarów przeciskały się tłumy ludzi, którzy często nie mieli pojęcia o piwach rzemieślniczych, ale chcieli spróbować czegoś nowego. Odniosłam wrażenie, że coraz mniej jest wśród nich takich, którzy narzekają na brak Perły, a coraz więcej takich, którzy wiedzą, że znajdą ciekawsze piwa i są w stanie za nie trochę więcej zapłacić.




Rok temu we Wrocławiu mnie nie było, więc nie mam porównania. Wspominając jednak to, co widziałam dwa lata temu, widzę, że sporo się zmieniło. W tym roku było zdecydowanie mniej stoisk z przypadkowymi rzeczami – kosmetykami, góralskimi kapciami...


Została (całe szczęście) legendarna już pajda ze smalcem. Nie odmówiłam sobie tej przyjemności. Zresztą pod względem jedzeniowym WFDP nie można niczego zarzucić. Było bardzo różnorodnie. Moim faworytem został food truck Balkan Burger. Nie dość, że to, co serwował, było bardzo smaczne, to jeszcze było wydawane prawie od ręki. Mogę też polecić zapiekanki z Bufet Truck.



Nie po to jednak byłam na WFPD, żeby jeść. Przyjechałam dla piwa (i ludzi).




Moi faworyci

Długo zastanawiałam się nad tym, które piwo wypite we Wrocławiu zrobiło na mnie największe wrażenie. Ostatecznie wybrałam dwóch faworytów.


Po pierwsze, Buzdygan Rozkoszy Rum BA z Browaru Harpagan. Uwielbiam wersję podstawową, ale ta jest zdecydowanie lepsza. Beczka absolutnie nie przykryła tego, co w Buzdyganie najlepsze. Mamy więc i kokos, i czekoladę, i wanilię, i rum… Pralinka. Chętnie do tego wrócę.


Po drugie, Don’t Sleep In The Forest – kooperacja Browaru Nepomucen i Weird Beard. Od jakiego czasu mam fioła na punkcie leśnych smaków i chętnie sięgam po piwa z nutami świerkowymi. Przyznaję, że musiałam się do nich przekonać, bo kojarzyły mi się z syropami na kaszel albo ze środkami odświeżającymi. W Don’t Sleep In The Forest jest esencja leśnego aromatu – to american stout z dodatkiem świerkowego igliwia. Piwo raczej dla fanów takich klimatów. Mnie zachwyciło.


Znani i lubiani

Przy Nepomucenie zatrzymałam się na dłużej. O dziwo, smakowała mi Strawberry Milkshake IPA DW 10WFDP - na podstawie receptury zwycięskiego piwa z 13. edycji Konkursu Piw Domowych we Wrocławiu. Jak na milkshake - nie było to słodkie piwo. Wypiłam też świetnego Lovelasa (triple forest IPA) i bardzo dobre Pijże (DDH APA).


Sporo czasu spędziłam też przy stoisku Funky Fluid. Bardzo mi zasmakował ich Hoprider (NEIPA) - zaskakująco goryczkowy jak na Funky Fluid. Bardzo fajna była też WFDP DIPA - DIPA z marakują, ze świetnie ukrytym alkoholem.


Na stoisku Beer Geek Madness było jeszcze kilka piw od Funky Fluidów, w tym dobry FES Laphroaig BA. Dla mnie było w nim trochę za mało torfu... ale ja lubię torf. Załapałam się na to piwo później, kiedy było już na stoisku browaru.


Beer Geek Madness miał zresztą sporo fajnych pozycji i trochę szkoda, że mało kto do tego stoiska docierał. Było dużo dobrego i z Polski, i z zagranicy. Zaglądajcie tam w przyszłym roku, jeżeli oczywiście BGM będzie na WFDP.


Z nowości na stoisku Piwnego Podziemia mogę polecić wszystko. NEIPA Citra, Summit, Columbus i NEIPA Mosaic, Equanot, Chinook - bardzo pijalne, soczyste piwa z pięknym, intensywnym aromatem. Jedne z lepszych polskich piw w tym stylu. Na ich korzyść oczywiście przemawiało to, że były bardzo świeże. Lemoniada Mango/Ananas - pijalna, w sam raz na upał, który był ostatniego dnia festiwalu.


Browar Golem miał wymrażanki. Załapałam się na jedną z nich - Ice, Ice, Baby: Ice Moloch. I... tak, dobre to. Słodkie, gęste, karmelowe, z suszonymi owocami... Bardzo dobra była też Gehenna Laphroaig, jeżeli komuś było mało torfu w podstawowej wersji.


Spróbowałam też dwóch piw powracających - Czarnego Wdowca z Browaru Piwoteka i K♦️ (Kakaro? Kromb?) - kooperacji browarów Łańcut i Pinta. To pierwsze okazało się mniej goryczkowe niż kiedyś, ale wciąż bardzo smaczne. Drugie nie ustępowało Kryształowi, czyli swojemu pierwowzorowi. A właściwie pierwszej warce.



Z pitych już wcześniej wielokrotnie piw skusiłam się jeszcze na Dimi3ri z Łańcuta. Świetny (jak zawsze) - wspaniała czekolada z suszonymi owocami i wanilią... ale chyba RIS nie był najlepszym wyborem na upał.


Za to na upał dobra była Sokowirówka Mandarynkowa z Browaru Zakładowego. Jak wszystkie ich Sokowirówki.


Jedną z najlepszych propozycji na upał miał Browar Stu Mostów. Salamander Micro IPA ma tylko 2,7% alkoholu, a na dodatek jest pięknie nachmielona na aromat. Bardzo pijalna.


A z RIS-ów nadających się na upał... był bezalkoholowy Road 66 RIS z Mad Drivera. Słodki niemiłosiernie (co zrozumiałe), ale zaskakująco smaczny.


Skoro jestem przy RIS-ach, to muszę jeszcze wspomnieć o Projekcie 30 #4 z Browaru Maryensztadt - gryczanym imperialnym stoucie leżakowanym w beczkach po czerwonym winie. Piłam go zresztą razem z Docentem.


Projekt 30 #4 jest zaskakująco cierpki - co akurat wpływa pozytywnie na to piwo, bo dodaje mu lekkości. W aromacie dominuje wino, na języku pozostawia smak kojarzący się z kaszą gryczaną. Uwielbiam kasę gryczaną, więc jestem na tak.


Hopium przywiózł premierowe piwo uwarzone w kooperacji z Marcinem Chmielarzem - Tomasz Karmel. I łał je z pompy. To delikatny mild z toną toffi. Coś między ciasteczkami z krówkami.


Mniej znani

Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa jest idealnym miejscem do tego, żeby spróbować piwa z browarów, z którymi mam mniejszą styczność - na przykład dlatego, że ich nie lubię albo po prostu rzadziej trafiają do multitapów w Warszawie.



Sporo osób polecało mi Curari Lambiczi z Probusa. Może przez to, ile słyszałam zachwytów, spodziewałam się czegoś zachwycającego. Było dobre, fakt, chociaż pierwsza w nos rzuciła mi się guma balonowa, która troszkę mi przeszkadzała. Ale ogólnie OK.


We Flandersie z Przystanku Tleń z kolei zabrakło mi trochę... flandersa. Przyjemne piwo, ale o grzeczniejszym charakterze niż taki rasowy flanders.


Niezły okazał się Mango Weizen z Browaru Wilk, którego raczej nie pijam.


Dwa najciekawsze browary z tych, z którymi mam mniejszą styczność na co dzień, to browary z bratem w nazwie.


Z Cześć Brat wzięłam dwie zupełnie różne rzeczy: stout z tonką Coś na Wieczór? i Dobre Owocowe Ale Kwaśne. Oba bardzo dobre, ale jestem trochę skrzywiona na punkcie tonki.


Z Dwóch Braci z kolei wzięłam dwie podobne rzeczy - Juicy Rider Nectarine i Mango. Było wtedy gorąco i musiałam się czegoś napić. Oprócz spełnienia podstawowej funkcji płynu w tych trudnych okolicznościach, były po prostu smaczne. Są określane jako sour, ale można powiedzieć, że są raczej słodko-kwaśne.


Wyjście ze strefy komfortu

Raz na jakiś czas na festiwalach sięgam po piwo z browaru, z którym nigdy wcześniej nie miałam styczności. Zwykle takie eskapady kończyły się dla mnie źle, a dla piwa - wylaniem. A tym razem albo miałam wyjątkowe szczęście, albo nieznane mi browary są coraz lepsze.


Pierwsza przygoda była taka sobie. I to nawet nie że względu na piwo, które okazało się całkiem dobre. Browarze Sady, jeżeli ktoś zamawia najmniejszą pojemność i jeszcze podkreśla, że chce najmniejszą, a nie średnią, to prawdopodobnie chce pojemność najmniejszą, a nie średnią. Dostałam średnią. I za średnią mi policzono, żeby była jasność. A piwo - stout Suszona Śliwka - całkiem przyjemne.


Bardzo dobry okazał się Porter z Gniezna Koniak BA z Dobrego Browaru. Klasyczny, nie był przepalony, z owocami, karmelem... Nuty beczki fajnie uzupełniały ten profil. Beczka nie dominowała, tylko wpisywała się w to, czym powinien być porter bałtycki.


Piwo Sowie też mnie pozytywnie zaskoczyło - wypiłam milk stout Rezystor.


Na plus była też Stacja Małomice, z której spróbowałam black IPA Rio Grande.


Z nowych dla mnie browarów właściwie tylko jeden mnie rozczarował - Dwie Krople. Dam mu jeszcze jedną szansę.


Nie ma festynu

Wygląda na to, że Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa znalazł na siebie pomysł - zrezygnował z charakteru festynowego, ale nie zamknął się na tzw. januszy. Być może właśnie dzięki znalezieniu tej równowagi teren imprezy pękał w szwach. I fajnie.




Cieszy to, że jest w Polsce miejsce na festiwal, na którym wystawia się aż tyle różnych browarów. I cieszy to, o czym wspomniałam na samym początku - że coraz więcej ludzi spoza świata kraftu, którzy rozumieją, że za dobre piwo trzeba zapłacić trochę więcej.

A dla tych, którzy jeszcze nie widzieli, przeszłość Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa z przymrużeniem oka:



Zobacz też:

Komentarze