Takiego entuzjazmu na Wrocławskim Festiwalu Dobrego Piwa nie widziałam już dawno. Między stoiskami browarów przeciskały się tłumy ludzi, którzy często nie mieli pojęcia o piwach rzemieślniczych, ale chcieli spróbować czegoś nowego. Odniosłam wrażenie, że coraz mniej jest wśród nich takich, którzy narzekają na brak Perły, a coraz więcej takich, którzy wiedzą, że znajdą ciekawsze piwa i są w stanie za nie trochę więcej zapłacić.
Rok temu we Wrocławiu mnie nie było, więc nie mam porównania. Wspominając jednak to, co widziałam dwa lata temu, widzę, że sporo się zmieniło. W tym roku było zdecydowanie mniej stoisk z przypadkowymi rzeczami – kosmetykami, góralskimi kapciami...
Moi faworyci
Długo zastanawiałam się nad tym, które piwo wypite we Wrocławiu zrobiło na mnie największe wrażenie. Ostatecznie wybrałam dwóch faworytów.Po pierwsze, Buzdygan Rozkoszy Rum BA z Browaru Harpagan. Uwielbiam wersję podstawową, ale ta jest zdecydowanie lepsza. Beczka absolutnie nie przykryła tego, co w Buzdyganie najlepsze. Mamy więc i kokos, i czekoladę, i wanilię, i rum… Pralinka. Chętnie do tego wrócę.
Po drugie, Don’t Sleep In The Forest – kooperacja Browaru Nepomucen i Weird Beard. Od jakiego czasu mam fioła na punkcie leśnych smaków i chętnie sięgam po piwa z nutami świerkowymi. Przyznaję, że musiałam się do nich przekonać, bo kojarzyły mi się z syropami na kaszel albo ze środkami odświeżającymi. W Don’t Sleep In The Forest jest esencja leśnego aromatu – to american stout z dodatkiem świerkowego igliwia. Piwo raczej dla fanów takich klimatów. Mnie zachwyciło.
Znani i lubiani
Przy Nepomucenie zatrzymałam się na dłużej. O dziwo, smakowała mi Strawberry Milkshake IPA DW 10WFDP - na podstawie receptury zwycięskiego piwa z 13. edycji Konkursu Piw Domowych we Wrocławiu. Jak na milkshake - nie było to słodkie piwo. Wypiłam też świetnego Lovelasa (triple forest IPA) i bardzo dobre Pijże (DDH APA).Sporo czasu spędziłam też przy stoisku Funky Fluid. Bardzo mi zasmakował ich Hoprider (NEIPA) - zaskakująco goryczkowy jak na Funky Fluid. Bardzo fajna była też WFDP DIPA - DIPA z marakują, ze świetnie ukrytym alkoholem.
Na stoisku Beer Geek Madness było jeszcze kilka piw od Funky Fluidów, w tym dobry FES Laphroaig BA. Dla mnie było w nim trochę za mało torfu... ale ja lubię torf. Załapałam się na to piwo później, kiedy było już na stoisku browaru.
Beer Geek Madness miał zresztą sporo fajnych pozycji i trochę szkoda, że mało kto do tego stoiska docierał. Było dużo dobrego i z Polski, i z zagranicy. Zaglądajcie tam w przyszłym roku, jeżeli oczywiście BGM będzie na WFDP.
Z nowości na stoisku Piwnego Podziemia mogę polecić wszystko. NEIPA Citra, Summit, Columbus i NEIPA Mosaic, Equanot, Chinook - bardzo pijalne, soczyste piwa z pięknym, intensywnym aromatem. Jedne z lepszych polskich piw w tym stylu. Na ich korzyść oczywiście przemawiało to, że były bardzo świeże. Lemoniada Mango/Ananas - pijalna, w sam raz na upał, który był ostatniego dnia festiwalu.
Browar Golem miał wymrażanki. Załapałam się na jedną z nich - Ice, Ice, Baby: Ice Moloch. I... tak, dobre to. Słodkie, gęste, karmelowe, z suszonymi owocami... Bardzo dobra była też Gehenna Laphroaig, jeżeli komuś było mało torfu w podstawowej wersji.
Spróbowałam też dwóch piw powracających - Czarnego Wdowca z Browaru Piwoteka i K♦️ (Kakaro? Kromb?) - kooperacji browarów Łańcut i Pinta. To pierwsze okazało się mniej goryczkowe niż kiedyś, ale wciąż bardzo smaczne. Drugie nie ustępowało Kryształowi, czyli swojemu pierwowzorowi. A właściwie pierwszej warce.
Z pitych już wcześniej wielokrotnie piw skusiłam się jeszcze na Dimi3ri z Łańcuta. Świetny (jak zawsze) - wspaniała czekolada z suszonymi owocami i wanilią... ale chyba RIS nie był najlepszym wyborem na upał.
Za to na upał dobra była Sokowirówka Mandarynkowa z Browaru Zakładowego. Jak wszystkie ich Sokowirówki.
Jedną z najlepszych propozycji na upał miał Browar Stu Mostów. Salamander Micro IPA ma tylko 2,7% alkoholu, a na dodatek jest pięknie nachmielona na aromat. Bardzo pijalna.
A z RIS-ów nadających się na upał... był bezalkoholowy Road 66 RIS z Mad Drivera. Słodki niemiłosiernie (co zrozumiałe), ale zaskakująco smaczny.
Skoro jestem przy RIS-ach, to muszę jeszcze wspomnieć o Projekcie 30 #4 z Browaru Maryensztadt - gryczanym imperialnym stoucie leżakowanym w beczkach po czerwonym winie. Piłam go zresztą razem z Docentem.
Projekt 30 #4 jest zaskakująco cierpki - co akurat wpływa pozytywnie na to piwo, bo dodaje mu lekkości. W aromacie dominuje wino, na języku pozostawia smak kojarzący się z kaszą gryczaną. Uwielbiam kasę gryczaną, więc jestem na tak.
Hopium przywiózł premierowe piwo uwarzone w kooperacji z Marcinem Chmielarzem - Tomasz Karmel. I łał je z pompy. To delikatny mild z toną toffi. Coś między ciasteczkami z krówkami.
Mniej znani
Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa jest idealnym miejscem do tego, żeby spróbować piwa z browarów, z którymi mam mniejszą styczność - na przykład dlatego, że ich nie lubię albo po prostu rzadziej trafiają do multitapów w Warszawie.Sporo osób polecało mi Curari Lambiczi z Probusa. Może przez to, ile słyszałam zachwytów, spodziewałam się czegoś zachwycającego. Było dobre, fakt, chociaż pierwsza w nos rzuciła mi się guma balonowa, która troszkę mi przeszkadzała. Ale ogólnie OK.
We Flandersie z Przystanku Tleń z kolei zabrakło mi trochę... flandersa. Przyjemne piwo, ale o grzeczniejszym charakterze niż taki rasowy flanders.
Niezły okazał się Mango Weizen z Browaru Wilk, którego raczej nie pijam.
Dwa najciekawsze browary z tych, z którymi mam mniejszą styczność na co dzień, to browary z bratem w nazwie.
Z Cześć Brat wzięłam dwie zupełnie różne rzeczy: stout z tonką Coś na Wieczór? i Dobre Owocowe Ale Kwaśne. Oba bardzo dobre, ale jestem trochę skrzywiona na punkcie tonki.
Z Dwóch Braci z kolei wzięłam dwie podobne rzeczy - Juicy Rider Nectarine i Mango. Było wtedy gorąco i musiałam się czegoś napić. Oprócz spełnienia podstawowej funkcji płynu w tych trudnych okolicznościach, były po prostu smaczne. Są określane jako sour, ale można powiedzieć, że są raczej słodko-kwaśne.
Wyjście ze strefy komfortu
Raz na jakiś czas na festiwalach sięgam po piwo z browaru, z którym nigdy wcześniej nie miałam styczności. Zwykle takie eskapady kończyły się dla mnie źle, a dla piwa - wylaniem. A tym razem albo miałam wyjątkowe szczęście, albo nieznane mi browary są coraz lepsze.Bardzo dobry okazał się Porter z Gniezna Koniak BA z Dobrego Browaru. Klasyczny, nie był przepalony, z owocami, karmelem... Nuty beczki fajnie uzupełniały ten profil. Beczka nie dominowała, tylko wpisywała się w to, czym powinien być porter bałtycki.
Piwo Sowie też mnie pozytywnie zaskoczyło - wypiłam milk stout Rezystor.
Na plus była też Stacja Małomice, z której spróbowałam black IPA Rio Grande.
Z nowych dla mnie browarów właściwie tylko jeden mnie rozczarował - Dwie Krople. Dam mu jeszcze jedną szansę.
Nie ma festynu
Wygląda na to, że Wrocławski Festiwal Dobrego Piwa znalazł na siebie pomysł - zrezygnował z charakteru festynowego, ale nie zamknął się na tzw. januszy. Być może właśnie dzięki znalezieniu tej równowagi teren imprezy pękał w szwach. I fajnie.Cieszy to, że jest w Polsce miejsce na festiwal, na którym wystawia się aż tyle różnych browarów. I cieszy to, o czym wspomniałam na samym początku - że coraz więcej ludzi spoza świata kraftu, którzy rozumieją, że za dobre piwo trzeba zapłacić trochę więcej.
Komentarze
Prześlij komentarz