W zalewie negatywnych opinii przekornie napiszę, że była to chyba najbardziej udana edycja imprezy, głównie za sprawą wysokiego poziomu piw z polskich browarów. Ale i organizacyjnie nie było tragicznie (malkontentom przypominam, że pierwsza edycja odbywała się w ogromnym ścisku, a podczas drugiej piwo skończyło się przed końcem imprezy).
Bałam się, że znowu zabraknie piwa, a przecież trzeba za picie zapłacić z góry. Bałam się też zalanych w trupa hord, korzystających z "darmowego" piwa. A jednak - opaski okazały się świetnym rozwiązaniem, bo - przynajmniej w części polskiej BGM - nie trzeba było stać w kolejkach, a i piwa nie zabrakło. W ogóle Zaklęte Rewiry wydawały się mniej zatłoczone niż w czasie poprzedniej edycji. Nie wiem, czy to zasługa innego wykorzystania przestrzeni, czy po prostu niższej frekwencji. W każdym razie było czym oddychać.
Żeby nie było zbyt różowo, trzeba wspomnieć o najważniejszych minusach. Fatalnie rozwiązana była strefa gastronomiczna (otwarcie po 21.00, godzinne kolejki po jedzenie, które już się skończyło, zaledwie jedna kasa...). Smakowo obroniły się tylko bekon w karmelu i nerkowce (tych, którym nie udało się dostać żeberek, pocieszę, że i tak były wyjątkowo paskudne - tłuste i galaretowate). Niestety, dopóki BGM nie skorzysta z rozwiązania stosowanego na innych piwnych imprezach (szamowozy!), będzie miał problem z nakarmieniem beergeeków.
Duży minus za "Post Scriptum" na dachu. Spodziewałam się ścisku i przepychanek, ale nie tego, że obsługa nie będzie wiedziała, co leje...
Jest coraz lepiej, trzymam kciuki za czwartą edycję :)
Bałam się, że znowu zabraknie piwa, a przecież trzeba za picie zapłacić z góry. Bałam się też zalanych w trupa hord, korzystających z "darmowego" piwa. A jednak - opaski okazały się świetnym rozwiązaniem, bo - przynajmniej w części polskiej BGM - nie trzeba było stać w kolejkach, a i piwa nie zabrakło. W ogóle Zaklęte Rewiry wydawały się mniej zatłoczone niż w czasie poprzedniej edycji. Nie wiem, czy to zasługa innego wykorzystania przestrzeni, czy po prostu niższej frekwencji. W każdym razie było czym oddychać.
Żeby nie było zbyt różowo, trzeba wspomnieć o najważniejszych minusach. Fatalnie rozwiązana była strefa gastronomiczna (otwarcie po 21.00, godzinne kolejki po jedzenie, które już się skończyło, zaledwie jedna kasa...). Smakowo obroniły się tylko bekon w karmelu i nerkowce (tych, którym nie udało się dostać żeberek, pocieszę, że i tak były wyjątkowo paskudne - tłuste i galaretowate). Niestety, dopóki BGM nie skorzysta z rozwiązania stosowanego na innych piwnych imprezach (szamowozy!), będzie miał problem z nakarmieniem beergeeków.
Duży minus za "Post Scriptum" na dachu. Spodziewałam się ścisku i przepychanek, ale nie tego, że obsługa nie będzie wiedziała, co leje...
Jest coraz lepiej, trzymam kciuki za czwartą edycję :)
Komentarze
Prześlij komentarz