Browar Cantillon. Magiczny, porośnięty pajęczynami i kurzem dom dorodnych szczurów, pochodzący z najczarniejszych snów inspektorów sanepidu. Miejsce, które trzeba odwiedzić, kiedy jest się w Brukseli.
Miejsce z zewnątrz wygląda niepozornie (zobaczcie tę kartkę na drzwiach!) i znajduje się w "nieciekawej" okolicy.
Cantillon chwali się tym, że w browarze nie zmieniło się nic od 1900. To akurat lekka przesada, chociaż nietrudno zauważyć, że sprzęt sprzed stu lat też wciąż tam stoi i zbiera tony (to też lekka - ale tylko lekka - przesada) kurzu.
Bilet kosztuje 7 euro (piwo wliczone w cenę), wejść można codziennie w godzinach otwarcia. Browar zwiedza się bez przewodnika (jest tylko krótkie wprowadzenie przez pracownika browaru, który zresztą chętnie odpowiada na wszystkie pytania). Raz na jakiś czas można trafić na publiczne warzenie, ja akurat widziałam czyszczenie.
Zdjęcia ułożone są w kolejności zwiedzania.
Cantillon chwali się tym, że w browarze nie zmieniło się nic od 1900. To akurat lekka przesada, chociaż nietrudno zauważyć, że sprzęt sprzed stu lat też wciąż tam stoi i zbiera tony (to też lekka - ale tylko lekka - przesada) kurzu.
Bilet kosztuje 7 euro (piwo wliczone w cenę), wejść można codziennie w godzinach otwarcia. Browar zwiedza się bez przewodnika (jest tylko krótkie wprowadzenie przez pracownika browaru, który zresztą chętnie odpowiada na wszystkie pytania). Raz na jakiś czas można trafić na publiczne warzenie, ja akurat widziałam czyszczenie.
Zdjęcia ułożone są w kolejności zwiedzania.
W wolnym tłumaczeniu: "Czas nie szanuje tego, co zostało bez Niego zrobione".
Komentarze
Prześlij komentarz