Drugie Dno. Nowe miejsce na Nowogrodzkiej


Drugie Dno znajduje się na przedłużeniu multitapowego szlaku na ulicy Nowogrodzkiej. Idąc z Marszałkowskiej, mijamy najpierw Kufle i Kapsle, później Jabeerwocky, a dalej - już za skrzyżowaniem z Kruczą - znajdziemy właśnie nowo otwarte Drugie Dno.




Podobają nam się melodie, które już raz słyszeliśmy. Drugie Dno jest właśnie taką melodią. Wystrój lokalu składa się z elementów, które doskonale znamy już z innych warszawskich multitapów. Jest wrażenie "odrapanej" ściany (Kufle i Kapsle), stara posadzka (Jabeerwocky), przeszklenie w podłodze (Chmielarnia) i oczywiście odsłonięta cegła (prawie każdy multitap).


Do tego mamy - to już element niemultitapowy, ale też doskonale znany i sprawdzony - toalety-windy (Sen Pszczoły). 


Jeżeli za element wystroju uznamy ekipę za barem i muzykę, to możemy jeszcze raz znaleźć podobieństwa między drugim Dnem a Kuflami i Kapslami. 


Ściana, na której wisi tablica, kolorystycznie nawiązuje do piwa - jest złota na dole i biała na górze. Przyznaję się bez bicia, że sama na to nawiązanie nie wpadłam, kolega mi podpowiedział. Krany (w liczbie 14) są schowane przed wzrokiem gości, nie widać więc samego aktu nalewania. 


Przy barze trochę mało widoczne są też lodówki z butelkami, można je jednak także obejrzeć piętro niżej w przeszklonej chłodni.


No właśnie, piętro niżej. Schodki są wąskie, kręte i skonstruowane w taki sposób, że bardzo łatwo się uderzyć w głowę. Zalecam szczególną ostrożność. A ze schodów warto skorzystać. Po pierwsze dlatego, że przeszklona chłodnia jest rzeczywiście imponująca, a po drugie dlatego, że na dole są toalety. 


Tuż po otwarciu lokalowi trzeba wiele niedociągnięć wybaczyć z nadzieją, że jeszcze się poprawi. Bohaterem dnia były niezamykające się drzwi, które w chłodny wieczór dostarczały gościom siedzącym przy barze wielu mroźnych doznań. 


Drugim niedociągnięciem, na które zresztą zwróciłam uwagę barmance, był brak wyszczególnionych składników potraw, w tym alergenów. Zamawiając boczniaki w tempurze, naprawdę nie spodziewam się, że znajdę na nich plastry surowej marchewki, na którą mam silną alergię. Same boczniaki były jednak całkiem smaczne.


I to jest dobry moment, by na chwilę zatrzymać się przy menu. Jest kilka pozycji, głównie są to dania przekąskowe, a nie lunchowe. Jeszcze przed otwarciem Drugiego Dna słyszałam, że lokal zabiegał o kilku naprawdę świetnych szefów kuchni, miałam więc nadzieję, że skupi się na foodpairingu, będzie może nieco bardziej nastawiony na kuchnię niż np. Hoppiness. Okazuje się, że nie. Od barmanki dowiedziałam się, że jedzenie ma nie być "zapychające", bo chodzi o to, żeby ludzie pili piwo. Trochę szkoda. Swoją drogą, jestem ciekawa, jak sprawdzi się pomysł otwartej kuchni, kiedy będzie dużo zamówień jedzenia. 


Komentarze