W wtorkowy wieczór w Niebie na Nowym Świecie nad ciepłymi szejkerami unosił się zapach
truskawek, które zła czarownica zaklęła w lateks.
Nie lubię truskawek. Jestem tą jedną, jedyną osobą na świecie, która po prostu nie lubi truskawek. Ale pijąc Grand Championa tak za nimi tęskniłam (mało truskawki w truskawkowym wheacie!), że zaczęłam się opychać liofilizowanymi owocami wystawionymi na barze.
Nie piłam oryginału Piotra Machowicza, który wygrał Konkurs Piw Domowych, ale słyszałam, że to było zupełnie inne piwo. Mocno truskawkowe.
Chciałabym chcieć napisać, że chciałabym spróbować tego piwa z butelki, żeby zobaczyć, co tam się dzieje. Rzecz w tym, że nie mam nawet takiej pokusy.
Nie warto tego kupować, oj, nie warto. A Browar Zamkowy Cieszyn wyświadczył piwowarstwu domowemu niedźwiedzią przysługę, “promując” je w taki sposób.
Komentarze
Prześlij komentarz