Prehistoria. Piwny wypad do Amsterdamu w 2012 r.


Na kilka dni Was opuszczam. Po raz kolejny odwiedzę Amsterdam. Pierwszy raz jako miłośniczka piwa byłam tam pięć lat temu i... kurka wodna, dla fanki piwa wtedy pobyt w Holandii był niczym wyprawa do raju. Z perspektywy czasu pewnie nie wygląda to aż tak imponująco, ale może dać pewne wyobrażenie o tym, jak bardzo byliśmy w Polsce spragnieni czegoś innego niż eurolager.




Amsterdam zwiedzałam z mieszkającym tam od lat kolegą, który wiedział, że interesuję się piwem i wybrał kilka najciekawszych jego zdaniem miejsc. Na liście było m.in. Cafe Hoppe, jeden z najstarszych pubów w mieście, działający od XVII wieku.



To jedno z tych miejsc, w których bardziej liczy się atmosfera niż same piwa. Ta atmosfera przyciąga nie tylko turystów, ale i miejscowych. Akurat wtedy, kiedy byłam, przeważali klienci... hm... znacznie starsi ode mnie. Ale innym razem przechodziłam obok i widziałam, że średnia wieku bywa inna.


Ciekawostką w Cafe Hoppe jest piasek na podłodze, który jest po prostu tradycyjnym elementem wystroju tego pubu.


Czymś, na co można się natknąć w pubach w Holandii i czego przynajmniej raz trzeba spróbować, są bitterballen, czyli kuleczki z nieco odpychającą mięsną masą w środku. Podczas zbliżającego się nieuchronnie pobytu w Amsterdamie zamierzam odwiedzić miejsce, w którym są podobno najlepsze bitterballen w mieście. Może się jeszcze przekonam do tej przekąski ;)


Zanim ocenicie poniższą tablicę z Proeflokaal Arendsnest, weźcie pod uwagę, że był rok 2012. W porównaniu do ówczesnych polskich pubów robiła niesamowite wrażenie.


Obowiązkowym punktem wizyty w Amsterdamie był De Bierkoning. Świetnie zaopatrzony sklep. Miałam nieszczęście, bo mieszkałam niedaleko i co jakiś czas wpadałam po jeszcze kilka piw do zabrania do Ojczyzny...


W efekcie wróciłam do Warszawy z walizką wyładowaną piwami Emelisse i de Molen.

Komentarze