Być może zauważyliście, że przez kilkanaście ostatnich dni siedziałam cicho. Powód milczenia jest banalny - byłam na wakacjach, spędzonych głównie na Warmii i Mazurach. Sprawdziłam, jak miewa się Pijana Czapla, czyli pierwszy olsztyński multitap z prawdziwego zdarzenia (relacja już wkrótce), odwiedziłam Kwaśne Jabłko (relacja też wkrótce) i spróbowałam nowości, które szykuje Browar Kormoran (o nich cicho sza, ale wyjawię, że może być ciekawie). Mój pobyt w rodzinnych stronach zbiegł się w czasie ze Świętem Warmińskiego Piwowara w podolsztyńskich Dywitach (5 sierpnia). Grzechem byłoby nie zjawić się na imprezie, tym bardziej, że nie miałam wcześniej okazji spróbować piw z kilku wystawiających się tam browarów.
Święto Warmińskiego Piwowara nie jest taką imprezą jak piwne festiwale czy targi. Na sporym trawniku przed stodołą w Dywitach, tuż pod blokowymi balkonami, rozstawiło się raptem sześć browarów z regionu i kilku producentów regionalnej żywności. Panowała atmosfera kameralnego, rodzinnego festynu (ci, którzy narzekają na przaśność Wrocławskiego Festiwalu Dobrego Piwa, powinni omijać Święto Warmińskiego Piwowara szerokim łukiem).
Wakacje rządzą się swoimi prawami, więc na imprezie pojawiłam się cztery godziny po jej rozpoczęciu. Napaliłam się szczególnie na fajne, rzemieślnicze sery, ryby i wędliny i... wyszłam z imprezy głodna. Bo jedzenie skończyło się dobrych kilka godzin przed końcem imprezy, która trwała raptem 6,5 godziny. Pozostaje się cieszyć, że dobre jedzenie, chociaż nie najtańsze, cieszy się sporym zainteresowaniem.
Całe szczęście piwa zostały, chociaż nie wszystkie. Mazurski Browar zdążył wyczerpać swoje zapasy jeszcze zanim przybyłam, więc pierwsze zetknięcie z nim muszę przełożyć na inną okazję. Ominęłam Browar Warmia - po pierwsze dlatego, że już wcześniej miałam z nim styczność, a po drugie dlatego, że planowałam go jeszcze raz w czasie urlopu odwiedzić, żeby się przekonać, czy coś się zmieniło od mojej ostatniej wizyty (co zresztą zrobiłam i opiszę).
Pierwsze kroki skierowałam do Browaru Kormoran, który specjalnie na tę imprezę przygotował Kormorana Ciemnego z pędami kosodrzewiny. I oto on, na zdjęciu powyżej, w plastiku, bo szkła nie było :) Ostatnio jakoś skrzywiłam się w kierunku iglastych dodatków w napojach (polecam przepysznego Kornika z Browaru Markowego, jeżeli jeszcze nie mieliście okazji spróbować), więc nawet takiego poczciwego Kormorana Ciemnego wypiłam ze smakiem. Pojawił się też bardzo, bardzo słodki Porter z wiśnią.
Załapałam się jeszcze na kilka łyczków tegorocznego rosanke autorstwa Chłopa Bosego Mariusza Sekulskiego. Rosanke w tej interpretacji to uderzenie całej listy ziół, której - mimo najszczerszych chęci - nie jestem w stanie powtórzyć. Jeżeli będziecie mieli okazję spróbować, to nastawcie się na.... hm... zupę ziołową.
Chłop Bosy współdzielił stoisko z Browarem Stara Szkoła, który wieczorem miał już tylko Piwo Żołędziowe. Po premierowym Piwie Mniszkowym nie było już śladu. Nic nie szkodzi, Piwa Żołędziowego też wcześniej nie piłam i z przyjemnością spróbowałam. Jeżeli piliście kiedyś kawę żołędziówkę, to mniej więcej jesteście w stanie przewidzieć, jak to piwo smakuje. Jeżeli nie, to można je porównać do brown porteru. Jest delikatnie orzechowe, kawowe i lekko kwaśne.
Browar Kadyk to nowy browar z Działdowa. W Dywitach dane mi było spróbować tylko dwóch jego piw i - szczerze mówiąc - jest dobrze i chciałam więcej, ale już nie było :)
Zarówno pale ale Bzionek, jak i amerykańska pszenica Południca to piwa bardzo udane.
Na plus (z małym zastrzeżeniem) zaskoczył mnie też nowy kontrakt Dziki Kocur. Petarda Geparda i Dachowiec Rockowiec to odpowiednio AIPA i APA. Odniosłam wrażenie, że to raczej Petarda jest APA, a Rockowiec - AIPA. Niemniej piwa przyjemne.
Na stoisku PSPD można było spróbować Rosanke piwowarów, którzy zajeli odpowiednio 1 i 2 miejsce w tej edycji WKPD. Ale starczyło tylko dla pierwszych testerów. Oba piwa były super i zdecydowanie mniej ziołowe niż Mariusza.
OdpowiedzUsuń