Pierwszy dzień Warszawskiego Festiwalu Piwa za nami. Odwiedziłam tylko część stoisk, ale spróbowałam wielu dobrych i kilku bardzo dobrych piw. I jednego niedobrego, ale ktoś mi je tylko podsunął pod nos, żebym potwierdziła, że śmierdzi... Co mogę polecić?
Wpadłam na chwilę na parter, gdzie rozstawiły się browary debiutujące na WFP. Zajrzałam na stoisko Browaru Świebodzin, który znałam dotąd tylko ze słyszenia. Wzięłam Hejzi (na zdjęciu na samej górze) - bardzo fajna, aromatyczna NE IPA.
A potem zajrzałam na górę i już trudno było wrócić na parter, bo tyle dobrego się czaiło na drugim i trzecim piętrze.
Browar Golem przywiózł świetny premierowy imperialny milk stout Milky Moon. 8,2% - w sam raz na początek dnia 😉 Jeżeli jeszcze dzisiaj będą mieli, to zachęcam do spróbowania. Jest słodki, ale też czekoladowy, gęsty. Widzę w katalogu festiwalowym, że ma też być wersja leżakowana w beczkach po bourbonie.
Kontynuując trend słodki spróbowałam Ekstazy Pramakaka z Browaru Harpagan. To ich interpretacja mango lassi w formie pale ale. Faktycznie przypomina mango lassi - jest gęste, aksamitne i słodkie. Pachnie obłędnie. Przy czym uwielbiam mango, więc mogę być stronnicza.
Chodzenie na festiwale w parze daje możliwość spróbowania dużo większej ilości piw przy wypiciu mniejszych ilości alkoholu, dlatego też na zdjęciach pojawia się z piwem mąż Mason. Na stoisku Harpagana wziął sesyjnego pilsa - Korkotrampki Popłochu. Jest tam trochę siarkowodoru, ale i tak jest to jeden z fajniejszych polskich pilsów rzemieślniczych.
Skoro już o Harpaganie mowa - dzisiaj wieczorem będzie podpięta beczka Buzdygana Rozkoszy, więc ci, którym nie dane było go spróbować z kranu, będą mieli w końcu okazję sprawdzić, jak bardzo się różni od butelki.
Krótka wizyta na stoisku Boon zmieniła się w degustację wszystkiego, co mieli. Polecam Geuze Boon Selection. Lekka dzikość powinna się spodobać nawet tym, którzy nie przepadają za konikiem w piwie.
Na stoisko Browaru Maryensztadt wpadłam, żeby spróbować dwóch nowych piw z serii Sourtime - Ananas i Jeżyna. Mało jeżyny w jeżynie. Za to Ananas bardzo fajny. Nie jest to kwaśność wykrzywiająca ryj, bardzo pijalne piwo. Na stoisku są też zachęcająco wyglądające kanapki. Dzisiaj na pewno po nie przyjdę.
Browariat ma za dużo dobrego na kranach 😉 Są doskonale już znane klasyki Foundersa - KBS i CBS. Są też piwa Brew By Numbers - jednego z moich ulubionych, w Polsce wciąż trochę niedocenianych browarów. Polecam fantastycznego saisona z ogórkiem i jałowcem. Piłam go wcześniej z puszki, ale z kranu jest lepszy.
Dużo dobrego jest też u Piwnego Podziemia. Lemon-Coconut Gose robi dziwne wrażenie jogurtu kokosowego z dodatkiem cytrusów. Przy czym to nie jest taki diacetylowy jogurt. Mnie smakuje. Z kwaśniejszych rzeczy jest mocno limonkowy Conch Republic z kiwi, marakują, gujawą, papają, zestem z limonki i sokiem cytrynowym.
Jest też coś dla miłośników goryczki - bardzo dobre Experimental Connection IPA #1. To NE IPA, ale z goryczką, więc nie nastawiajcie się na soczek. Jest też bardzo udana podwójna IPA z papają i marakują - Mr. Happy, kooperacja z Browarem Palatum, jedna z lepszych premier, których próbowałam pierwszego dnia WFP. Alkoholu (8,6%) kompletnie nie czuć, w aromacie jest za to mnóstwo soczystych owoców.
Obok Piwnego Podziemia, w Ziemi Obiecanej, też jest trochę fajnych rzeczy. Spróbowałam Czorta - imperialnego saisona leżakowanego w beczkach po winie. Saison i wino to bardzo fajne połączenie.
Polecam jeszcze sesyjną IPA Kiedyś To było z bardzo, bardzo, bardzo owocowym aromatem. Dałam powąchać dwóm osobom kręcącym się przy stoisku i od razu poszły zamówić. Tak świetnie pachnie.
WFP bez ozorków od Chyżego Woła jest WFP straconym 😉 Pamiętajcie, żeby coś jeść, a nie tylko pić. Tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Pozdrawiam pijanego pana w granatowej koszulce (brak zdjęcia), który mi z całej siły nadepnął na stopę. Wciąż boli. Będę go długo wspominać.
Komentarze
Prześlij komentarz